Depresja 2 (z cyklu Kanony)
Marian Jedlecki
Ramię sękate znaczone
jesiennym złotem zsuwa się z drzewa
zniża się i smuci w gałęziach
liście-nieliście kwiaty śniące lepszy czas
cisną się w nieporozumieniu
widziałem jak wąż z Raju sunął wzdłuż wieczora
cień kobiety pochyla się nad wodą
maskę wkłada a pantofelek z atłasu
leśnym duktem zadyszany biegnie
echo nieba co z horyzontem się łączy
a łódź nocy jest już w przystani
inny przyjdzie by zasiąść w miejscu gawiedzi
i widzieć będzie kiedy mnie nie będzie
światło co zapomina o tych co je kochali
żadne wołanie twarzy już nie rozświetli
żaden szloch nie powstrzyma ucieczki miłości
inne oczy zapłaczą inne twarze w cieniu
wszystko spełnione
wszystko przebaczone
a potem troski przyjdą świeże ale las nie będzie inny
i może pewnego dnia dla nowych ludzi
Bóg zechce oddać szczęście które mi przyrzekał
jak coś więcej wiedzieli
umieli zerwać w sobie Niebo
i Los tym przekupić