plądruję w tobole życia
przegarniam skąpolistne krzaki
pogodnych ścieżek
ogrodów wysianych ziołem smutku
aromatem krachów
wystrojonych miłości przebłyskami
rączki niemowląt
pierwsze słowa
oczy
w których szukałem siebie
rozpacz rozstania
łzy
tęsknotą wykadzone
opuściłem żagle przetrwania
lecz łajba bezlitośnie
dobija do brzegu
przemijania…