Ja kloszard. Kolejny fragment książki

Ja kloszard (Kolejny fragment mojej książki)
Marian Jedlecki

W rzadkich okresach abstynencji, wyznaczałem sobie, acz niechętnie, cele. Niechętnie, bo wymagały poświęcenia, wytrwałości i olbrzymiej cierpliwości, której zawsze mi brakowało. Moje wielodniowe ciągi alkoholowe przekreślały ich realizację.
Z czasem zaczęło bywać znacznie gorzej. Ciągi alkoholowe stawały się dłuższe, a wychodzenie z nich coraz to boleśniejsze. Zaprzestawanie picia powodowało gigantycznego kaca, delirium tremens, bezsenność, ciężką depresję. Drżenie rąk i nóg stawało się nie do zniesienia. Nie spałem po kilka dni i nocy. Z oczami utkwionymi w sufit, błagałem jakiegokolwiek i bliżej nieokreślonego boga, o jakąkolwiek pomoc, obiecując jemu i sobie, że to ostatni raz. Czasem kończyło się to powodzeniem i dochodziłem do siebie, innym razem – katastrofą. Nie mogąc wytrzymać sam z sobą, z bólem, drżeniem kończyn, w środku nocy wychodziłem ukradkiem do nocnego sklepu po wódkę ze świadomością, że ulga będzie chwilowa, a jutro wszystko zacznie się od początku. I ten cholerny lęk połączony z niepewnością własnych decyzji, własnego Ego, lęk przed ludźmi, telefonami, listonoszem, powrotem do pracy, koniecznością tłumaczenia się z absencji, by pić do dna. Powoli traciłem kontrolę nad ilością wypijanego alkoholu, a nawet nad tym, kiedy i z kim będę pił.
Ciągi alkoholowe rozpoczynałem bez wyraźnej przyczyny. Innym razem, szukając pretekstu do “pójścia w Polskę” – prowokowałem w domu awantury. Nazywałem to próbą oczyszczania mózgu i urlopu od żony, rodziny i w ogóle ludzi. Taka kontrolowana próba, niekontrowanego upijania się.
Awantury doprowadzałem do perfekcji, by w efekcie pójść na wódkę bez poczucia winy.
W tym czasie, relacje z żoną znacznie się pogorszyły. W jej oczach widziałem strach, kiedy wracała z pracy, nie wiedząc, co w domu zastanie. Widząc mnie pijanego, wpadała w szał. Ale nic do mnie nie docierało. Nie reagowałem. Kiedyś rzuciła się na mnie, uderzyła w twarz i skaleczyła paznokciem. Na policzku powstała rana od ucha do ust. Zaniemówiła ze strachu.
Wyglądało to bardzo nieciekawie. Myślała, że ją uderzę. Ale ja nie bilem. Wiedziałem, że za chwilę trzaśnie drzwiami od sypialni, a ja będę dalej pił do rana.
Bywały okresy, w których przez kilka miesięcy nie piłem. Najdłużej wytrzymałem rok. Miałem w tym czasie wszyty esperal. Raz jeden, jedyny, posłuchałem błagań mamy i próśb żony, abym siebie ratował. W domu panował względny spokój, taki spokój podszyty podejrzliwą, baczną obserwacją.
Dosyć męcząca sytuacja dla wszystkich. Tak więc, w domu panował względny spokój, a ja odrabiałem straty spowodowane permanentnym pijaństwem. Przerwy w piciu utwierdzały mnie w kłamliwym przekonaniu, że mogę pić jak inni, skoro wytrzymuję bez alkoholu całe miesiące. To, w moim mniemaniu, dawało prawo do zadawania sobie pytanie – skąd ten pomysł, że jestem alkoholikiem?
***