Kloszard
Janusz Strugała
gasną kadry życia
zaprószył się błogostanu żar
butny niegdyś architekt
mętną kredą błądzi w prześwicie
rysuje ramki ulotne dnia
szelestem myśli zbudzony
odziany jak kloszard
w trywialne wizje
grzebie w szczelinach wspomnień
i drwi z niego czas
eteryczne iluminacją zachody
atrapą i gejzerem rozkoszy
zastygłe erami kamienie
szydzą z niego i śmieją się w twarz
gdzieś remedium z kielichem
pełnym wiary na próżno czeka
rola zagrana magmą przeżyć
spłynęła odpocznie w niebycie
ów kloszard bezwolnie oczy zamyka
bryluje chwiejnie relikwii dotyka
misterium trwania enigma życia
ktoś kalambury kabałą podsyca
zgaśnie daremnie
zegar wiekuisty bezlitośnie tyka