Internet obiegła informacja, że jakaś tam hiszpańska gazeta opublikowała mapkę, na której zaznaczono wszystkie kraje, które kiedykolwiek najechały Polskę. Wyszło im 13, w tym: Niemcy, Rosja, Francja, Austria, Szwecja, Litwa, Węgry, Słowacja, Czechy, Ukraina, Mołdawia, Włochy i Turcja. Z tymi Włochami to już chyba trochę przesadzili, ale bilans i tak jest niezły. Prawda? Może i nasze położenie nie jest najfortunniejsze, ale jednak Polska przetrwała, w odróżnieniu od paru tworów na naszym kontynencie, które nie wytrzymały próby czasu, o których pisze m.in. Daves. Denerwuje mnie fakt, iż Davies w swoich „Zaginionych królestwach” nie prostuje tej dla Polaków ważnej informacji. A tak w ogóle lubię go i cenię, jako historyka i literata, jego książki czyta się dobrze, ale za jego opinie o bieżącej polityce polskiej nie bardzo szanuję. W swoich książkach popełnia także kardynalne błędy faktograficzne, ale to temat na inne kolejne rozważania.
Pytanie nasuwa się następujące, czego trzeba, aby dane ustrojstwo państwowe, narodowe, plemienne, czy inaczej jakoś się wspólnie identyfikujące przetrwało? Tożsamość psycho-kulturową Polaków historycznie tworzyły dwa potężne korzenie: Chrześcijaństwo oraz Słowiańszczyzna. I o ile pierwszeństwo siły owego wpływu należy się zapewne chrześcijaństwu, to chronologicznie pierwszą była kultura słowiańska. Oba systemy wzorów kulturowych nie mogły nie odbić swojego piętna (i piękna!) na duszy polskiej – nie można więc ich pominąć w uprawianiu nauki o niej stanowiącej, czyli psychologii. Nie można ich pomijać tak samo, jak nie powinno się zapominać o zamerykanizowaniu współczesnej psychologii, czy wpływie obszaru niemieckojęzycznego na kształt psychologii przełomu XIX i XX wieku.
Ot, co…