Monolog. Tramwajowy marketing psychologiczny
Antonina Marcinkiewicz
Wczoraj, tak jak w każdy wtorek tygodnia jechałam tramwajem na Ochotę, na próbę kabaretu do klubu seniora przy ul. Słupeckiej.
Byłam w fatalnym stanie psychofizycznym. Miałam nieprzespaną noc, bo mój młody sąsiad balował do rana przy muzyce dyskotekowej, łzawiły mi oczy, bolały dwa ostatnie żywe zęb, a szarość mojej twarzy oznajmiała, że dopadł mnie tzw. marazm cywilizacyjny.
No bo i w zyciu osobistym też mi się ostatnio nie szczęściło. Moj anons matrymonialny na portalu internetowym skomentował jakiś
młodzieniec słowami: “Kicia, nie te czasy i nie te metody”, a na mój anons matrymonialny w ”Gazecie lokalnej” odpowiedział tylko jeden
80-latek, który poszukiwał kobiety z mieszkaniem, bo małżonka wyrzuciła go z domu za imptencję.
Mój los pies na ogonie niósł, pomyslałam. Psycholog mi potrzebny albo juz tylko kółko różancowe przy Kościele parafialnym.
I nagle wyskoczyłam w górę całym swoim ciałem, bo nad moim uchem rozległ się donośny głos mężczyzny, który rozpoczął rozmowę przez telefon komórkowy ze swoją Helcią.
Hela! Hela! – krzyczał – Czy ty wiesz, że dzisiaj upływa termin wpłaty na moje konto, 2,5 tys. złotych. Słuchaj kochana, miłość miłością ale umowy należy dotrzymywać. Wiesz przecież, że od tego zależy nasz konkubinat. Nie kombinuj i nie zwlekaj bo w tajemnicy Ci zdradzę, że konkurencja, działa. Ta Zuzka z 12. piętra już kilka razy zaczepiała mnie w windzie, nie ukrywając, że gotowa jest wpłacać 3 tys. zł. co miesiąc na moje konto, żebym miał na drobne wydatki.
Zupełnie zapomniałam o swoich kłopotach, tylko z otwartą ze zdziwienia buzią odwróciłam się w stronę męzczyzny i zaczęłam się mu przyglądać. Rudy, łysawy, oczka malutkie, cera ziemista, zęby do uzupełnienia, ubranko liche i do tego nieświeże. Casanowa z bożej łaski – pomyślałam. Lowelas od siedmiu boleści.
Ale… Nagle coś zaświtało w moim mózgu, facet ma konto w banku, kobiety chcą go utrzymywać, czyli nie jest głupi, jest dobrym metodykiem, ba, jest świetnym marketingowcem i ”Ty kicia możesz się czegoś od niego nauczyć” – pomyślałam z odrobiną szacunku nawet.
I już wiedziałam. Po powrocie do domu usiadłam przy komputerze i na swoim randkowym profilu internetowym poczyniłam poważne zmiany. Wykasowałam całkowicie zdanie, że poszukuję bogatego, przystojnego i kulturalnego, a dużą czcionką napisałam że, zamożna, niezależna i atrakcyjna, i tu wskanowałam zdjęcie sprzed lat 15., gotowa jest wypłacać swojemu partnerowi 1500 zł, na początek, na jego osobiste wydatki.
Ostatecznie mój śp. małżonek całe życie odkładał na czarną godzinę, może czas najwyższy zacząć wydawać te pieniądze.
A swoją drogą – pomyślałam – dzięki telefonii komórkowej tramwaj stał się jakby nowoczesną szkołą marketingu psychologicznego.