Nocny taniec
Bronisława Góralczyk
Złote ćmy przycupnęły przy lampie,
ptak już zamilkł i ogród już zamilkł,
kiedy Zima tańczyła na skarpie,
potrząsając szklanymi soplami;
Śnieg puszysty spod stóp jej tryskał
i błyszczący pędził w mą stronę;
rubinowe zabłysły ogniska
od poświaty lampy czerwonej…
Nagle fiołek pod skarpą zakwitł;
woń się niesie po całej ulicy…
a psy w budzie wpadają w psi zachwyt,
podziwiając kunszt baletnicy…
Ta zaś tańczy na skarpie jak w transie
i wiruje, i płynie jak chmurka…
aż zazdrości jej mistrz w kontredansie
(co się nocą błąkał po górkach),
zapatrzony w soplowe zwierciadła,
zasłuchany w przejrzyste ich tony.
Lecz tancerka po chwili upadła
(pod me stopy) jak ptak raniony…
Ja w rozpaczy ją wzięłam w w ramiona,
zaklinając prosiłam z łez mocą:
Stań się, Zimo, jak czas, nieskończona
i na wieki już tańcz! – Każdą nocą!
Wtedy Zima spod stóp mych powstała
i miast tańczyć, mi tak zaśpiewała:
Raz tylko tańczę w roku,
dajcie mi teraz spokój…
bo gasną moje rubiny,
jak księżyc, co właśnie zgasł…
Zostawiam wam wspominanie;
prezent coroczny jedyny…
Tańczyłam swój nocny taniec
na tej skarpie ostatni raz…
* * *
Złote ćmy teraz tańczą przy lampie.
Ptak nie tańczy… odleciał gdzieś w bok.
A tuż zaraz w ogrodzie (przy skarpie)
Zima drzemie… Zatańczy za rok.
Gliwice 22.11.2007 r.