Bruk wylśniony po deszczu
ptaki wspomnień
zeskakują z jednego palca na drugi
a na ich końcu
paskudna jaszczurka przyszłości
zjada muchy zahiptozywanych obrazów
dom z pastylkę opium
całuje wieczną obojętność
przyjmę dłoń co dzieli nasionami słońca
księżyc gwiazdy chmury
i moja zielona kukułkę
wołam
chociaż tak naprawdę nie wołam
ani siebie ani was ani nikogo
pod twarz kładę pustkę
a w nią wszystkie alfabety świata
powstanie wspaniały obraz
a ja czekam czekam
czekam na zero
które nigdy nie nadejdzie
z przeoranej ziemi wyschniętego koryta
jakiejś księgi otwartej