Nieuchronność

Nieuchronność
Bronisława Góralczyk

blask słońca odbity w lustrze
obnażył rysy mojej twarzy
zmarszczka przy zmarszczce
podkrążone oczy
blada cera…

tak wkracza powoli
i nieubłaganie
starość

Gliwice 09.10.2020 r.

Droga wilka

Droga wilka
Marcin Olszewski

Dzikość w głębi serca zamknięta na skobel
I na dnie otchłani duszy w mroku spoczywa
Zapalić świecę w ciszy czterech ścian pokoju
To jakby obudzić cień wilka na murze

Mogłem być niepokornym w ciemnych kniejach
I kłów biel pokazywać na powitanie
Zapierać się łapami o ziemię opornie
Dopóki Twój zapach nozdrzami nie zawładnął

Nie ma takiej siły, gdy zmysły owładnięte
Na nic warknięcie skomlenie czy nora
W czerwonej szacie zachodu słońca
Ze wzgórza donośne rozlega się wycie

Podążać za śladem Twych stóp z pyskiem zwieszonym
Boże! Jak to w środku wnętrzności rozrywa!
Za tobą w ogień, czas wszelki, przestrzeń
Choćby do zatracenia… pod nóg Twych płomieniem

Jest gdzieś taki dom…

Jest gdzieś taki dom…
Bronisława Góralczyk

Jest gdzieś w kraju taki dom;
dom czerwony, murowany…
On przyglądał sie mym łzom –
ale nie wyleczył rany!

Jest gdzieś w kraju taki dom;
dom nękania i udręki…
On przyglądał się mym łzom –
ale mi nie podał ręki!

Jest gdzieś w kraju taki dom;
dom pogardy i cierpienia…
On przyglądał się mym łzom –
ale nie dał ukojenia!

W snach powraca tamten dom;
dom dzieciństwa straconego…
Czy ktoś ulży moim łzom
w czasie snu niespokojnego?

Gliwice 12.03.2007 r.

jesienne nowości

jesienne nowości
Jarosław Pasztuła

jesteśmy z lukru będziemy się lizać
w tą sobotę tejże nocy damy z siebie wszystko
kochajmy się całą noc przy słabym świetle

będzie dobrze będzie przynajmniej dobrze

ranem zrobię śniadanie z tego co jest oprócz lodu
wypijemy po kawie z kawałkami czekolady

zabrałaś mnie w podróż do krainy wnętrza
zaspani zakochanie kwitnie w maju kwiat

dzisiaj dopiero październik zwisający ostatni liść
ostatni liść w parku spada z drzewa na alejkę
w parku pełno nas pełno listowia w kolorach

Kolory

Kolory
Dariusz Jacek Bednarczyk

Kolory Kujaw młodego Frycka

wiolinowe żyłki
nad morzem atramentu
w Bocheńcu na weselu
pamiętne dożynki w Oborowie

jeszcze szafarskie okrężne
w cichej Nieszawie o wilku piosenka
samotna sonata
hoże żniwiarki z wiankami na głowie

Taka gmina Raciążek

Niedaleko tężni Ciechocinka
na południe od pierników Torunia
Kościół Wszystkich Świętych
biskupiego zamku ledwie romantyczna ruina

Spacer wśród gwiazd

Spacer wśród gwiazd
Helena Krystyna Szymko

podaj mi dłoń – pozostań przy mnie
maluj mi słowem obraz miłości
ja nie chcę z marzeń wracać na ziemię
jesteś tęsknotą serca radością
nigdy nie znikaj z pola mych marzeń
pieść mnie codziennie słodyczą słowa
przenikaj dreszczem stęsknione ciało

bądź moim słońcem i morską wodą
zapachem kwiatów przypływem szczęścia
by moje życie w smutku nie trwało
będziemy razem błądzić wśród gwiazd
to będzie pierwszy gwiezdny spacer nasz
a gdy już zmęczy nas gwiezdny spacer
po doświadczeniu tych pięknych wrażeń
objęci czule – na skrzydłach weny
powrócimy na ziemię

W blasku księżyca

W blasku księżyca
Janusz Strugała

wypala się dzień
noc skrada się za oknem
rzeźbi apatią i zwątpieniem
wiem że tam daleko
w blasku księżyca
chowasz tęsknotę pod kołdrą
myśli o mnie wtulasz w poduszkę
frazesem udręczenie
z łuną zachodu zamykam ten dzień
błagając o sen
to nie jest ponadludzkie cierpienie
choć bezsilność zniewala
drzazgą ta odległość
która nas dzieli
każdy brzask cierniowym bólem
duszę koją dźwięki strun
krztą diamentowej ekstazy
odurzony nimi zapominam

kiedy świecą żarówki

kiedy świecą żarówki
Marek Górynowicz

w cieniu mruczących gwiazd
spaliśmy kocim snem
noc była długa
a kołdra zbyt krótka

i nastała jesień
czas cofnął się
z letniego na zimowy

nic się nie zmieniło
życie gramoli się po kieszeniach
czasem przychodzą do nas wiersze

otwierasz drzwi
spóźniona pizza
już dojrzewają drożdże

Planeto Ziemio

Planeto Ziemio
Helena Krystyna Szymko

karmisz nas energią życia –
otulasz płaszczem nadziei
jesteś opoką całej ludzkości
niebieskim ciałem we wszechświecie
skąpana w deszczu pachniesz świeżością
urokiem przyrody onieśmielasz
porami roku barwisz swe obszary
bieluśkim śniegiem zimą powielasz
chłodzona wichrami rozpalona żarem
czerwienią lawy buchasz w niebiosa

ślesz nam nadzieję –
to znów kataklizmami siejesz
Planeto Ziemio – jesteś tak zmienna
wciąż okazujesz inne oblicze
pomimo to, tyś jednak jedyna
pośród planet we wszechświecie
gdzie może istnieć życie
dajesz schronienie całej ludzkości
my – nie dajemy ci nic w zamian

niszczymy twoje cuda natury
którymi nas obdarzyłaś
jesteś kolebką życia na ziemi
w niej tylko dla nas schronienie
jak długo jeszcze będziesz nas chronić
słać nam codzienną nadzieję
może się ludzkość wreszcie obudzi
ze snu twardego jak kamień
i zacznie chronić miejsce na ziemi
szacunkiem darzyć – Planetę Ziemię

O jesieni, jesieni…

O jesieni, jesieni…
Bronisława Góralczyk

O jesieni, jesieni,
spójrz, jak brzózka płacze,
jak sosna maleńka
zanosi się szlochem…
boś trochę za smutna
i za zimna trochę,
a one by chciały inaczej:

żebyś ich gałązek
wiatrem nie targała,
mgłą nie cięła siną,
nie smagała deszczem,
ale ciepłym słonkiem
pieściła i grzała –
zanim mróz i zima
pochwycą je w kleszcze…

Gliwice 08.10.2009 r.

Człowieczy los

Człowieczy los
Janusz Strugała

lament
to Ziemia płacze
ludzie są intruzami
potop nie pomógł
to niewytłumaczalne
wszak cudem ten świat
żadną nam
nauczką powojenne zgliszcza
zabite dzieci
poczęte życie też jest cudem
jedynym i bezcennym
chrońmy to co nam darowano
człowieczy los
jest kosmicznym mgnieniem
nie rujnujmy matki
która dała nam byt
i nas karmi

Kaprysy jesieni

Kaprysy jesieni
Bronisława Góralczyk

Taki dzień dziś pochmurny i szary
Jakby jesień kolory zgubiła
A od rana jej służą do pary
Deszcz i mgła, i ten wiatr szaławiła

Nie ma słońca i nie ma humoru
No bo jak tu się cieszyć tą aurą
Gdy od świtu po kresy wieczoru
Dzień się dłuży jak serial z Isaurą

Jesień siną się mgłą opasuje
Albo śniegiem się czasem zabieli
Lecz gdy wiatrem za oknem zaduje
Nie masz nawet spokojnej niedzieli

Oj, nie czas i nie pora narzekać
Jesień wszakże ma przecież swe prawa
Trzeba dać jej więc czas i poczekać
Aż nadejdzie pogody poprawa

Może słońce już jutro zaświeci
I przegoni i chmury, i deszcze
I ucieszy nas, starych, jak dzieci
I nam bodziec do życia da jeszcze

Gliwice 19.11.2021 r.

Jesień

Jesień
Helena Krystyna Szymko

zmieniają szatę jesienią drzewa –
jaka różnorodność – a ileż odcieni
jeszcze nie słota a już
w blasku słońca tak się rumieni
snując babiego lata welon bez końca
tak hojnie obdarza przyroda miesiące
by swym urokiem nas zadziwiały
każdą porę roku ozłaca słońce

jesień – choć jeszcze w zieleni
niedługo obnaży się z jesiennej szaty
i zaśnie na długie zimowe miesiące
aż wyjrzą z pod śniegu
wiosennych kwiatów dzwonki
po wiośnie znów lato swe wdzięki okaże
by nas urokiem swym czarowały
a po cudownym upalnym lecie –
znów złota jesień do nas przywędruje

Głód miłości

Głód miłości
Helena Krystyna Szymko

jestem tak głodny miłości –
że serce moje wciąż krwawi
myślami błądzę w mroku
na co mnie jeszcze życie wystawi
samotność mnie już męczy
życiem jestem znużony
czuję się prawie zerem
w miłości wypalony

wciąż tyle niepowodzeń
tak bardzo mnie zawiodła
miłość – niby tak piękna
a nic mi nie przyniosła
głód na twoje uczucie
wciąż moje serce dławi
co będzie dalej ze mną
na co mnie jeszcze –
życie wystawi

Kiedyś mówiła

Kiedyś mówiła
Antonina Marcinkiewicz

Kiedyś mówiła
marzeniami kreuję wewnętrzne krajobrazy
i otwieram drogę do prawdziwej miłości
dzisiaj nawet marzyć jej się nie chce
resztki wrodzonego poczucia humoru
są jej tarczą która unieszkodliwia rzeczywistość
i chroni przed światem jej ośnieżoną dojrzałość

czasem tajemniczy uśmiech muska jej usta
tańczy wtedy w objęciach wiatru
a może… oszukuje ból

Wyznałem ci miłość

Wyznałem ci miłość
Janusz Strugała

szliśmy przymorską ścieżką
długie cienie za kamieniami
słońce nisko
kurczyło nam źrenice
wokół cisza leniwe fale
wiatr przysnął gdzieś daleko
wyznałem ci miłość
moje słowa chłonęłaś
głębokim wdechem
odbiły się echem w przestrzeni
złączone dłonie były afirmacją
pojednania
zapytaliśmy słońce o drogę
promienie zaiskrzyły fantazją
przecieraliśmy oczy
nasza droga nie miała końca

kreacja wojny

kreacja wojny
Jarosław Pasztuła

przyszedł z deszczem w dłoniach
zacisnęło coś od środka rozparło
rozmowy nie zaczął milczał
mokre oczy pomalujesz krwią

szkoda mi nie zobaczy słońca
będzie śnił zza ciszy grobowej
dlaczego człowiek niesprawiedliwy
odbiera najcenniejsze skarby

bezsilności bliskość spojrzeć
nieszczerze wmawiają prawdę
kłamstwa ubrane w sweterki
idź nie przychodź już więcej

okrutne czyny ukryte zamiary
ile potrzeba krwi martwych
by zrozumieć koniec świata
nie nadchodzi nie wiem

to nie czas spotkania z Bogiem
czasy nienawiści zgrozy
marnotrawstwa mamony
wypasione brzuchy bezduszne

Plener w starym dworze

Plener w starym dworze
Antonina Marcinkiewicz

Miejscowość Strzyżew Dwór
starym dworem się szczyci.
Wszystkich zaprasza, każdego zachwyci.
Przez 5 dób tam byłam, uwierzcie proszę.
O tym co było poniżej donoszę.
We dworze straszą duchy i dama,
co krąży nocą po pokojach sama.
Cała jest w bieli, szaty i lica.
Niektórzy twierdzą, że to dziewica.
Inni zaś mówią,że za mężem płacze,
że dzieci szuka, ot życie tułacze.
Aż żal!
Ja się nie bałam, ciekawość górą.
Popatrzeć, posłuchać wbrew ludzkim bzdurom.
Za zaszczyt sobie wręcz poczytuję,
że tam plener miałam,do dziś ich oddech czuję.
Bez polityki, PO i PiS-u,
miły dodatek do życiorysu.

Jesienią

Jesienią
Bronisława Góralczyk

Jabłka błyszczą na drzewach jak czyste widelce –
sad się cieszy ogromnie, bo dorodne wielce.
A i grusze się stroją (chociaż to nie damy)
i z owoców tak dumne (a my je zjadamy!).

Już kasztany opadły, już chłodniejsze ranki;
nie widać już u dziewcząt ni jednej skakanki,
bo do zabaw nieskore i smutno im teraz,
kiedy jesień ponura słońca żar zabiera.

A czasami i deszczem, i mgłą świat przykrywa –
tak to bywa z jesienią, bo taka już bywa;
jak ziemia poszarzała, jak czapla złotawa
i jako jabłka owe – cierpka i słodkawa.

Gliwice 19.09.2007 r.

zamotani

zamotani
Jarosław Pasztuła

atmosfera co raz gęstsza
otoczeni brakiem ciepła

skryci pod własnymi powiekami
czekają czegoś lepszego

wyczekują Edenu wnet piekło
ociepla ich nieczyste sumienia

zdziwieni otwierają oczy
tak dobrze dostawać baty