przebłysk istoty istnienia

przebłysk istoty istnienia
Janusz Strugała

gdzieś tam za progiem
zanucę tę melodię
kiedy moja dusza
zawinie do portu
to co widzę jest lęku
poniechaniem
bezwolnie niechętnie
w zawiesinie nocy
oddam się dziwnej misji
symfonią zdarzeń
magmą niedokończonych uczuć
adoracją kosmosu
i niezrozumiałej nieskończoności
poznam energię sensu
wypiję kielich dobrej fortuny
pozbieram metafory
i podziękuję ci słońce
za ten przebłysk istoty istnienia

Rzucamy kotwicę naiwności

Rzucamy kotwicę naiwności
Janusz Strugała

woda pancerzem i żywiołem
chroni i dusi marzenia
słońce zawsze enigmą
jak tlen w płucach
warunkiem przeżycia

wpatrzeni w tę kulę
rzucamy kotwicę naiwności
morze jak uroczysko tajemne
nie znosi kłótni i sporów
po swojemu skremuje
nieposłusznych żeglarzy

reguły są jasne czytelne
nie nazywaj mnie bestią marynarzu
słońce jak melpomena
raduje twe oczy

gdzie jesteście

gdzie jesteście
Jarosław Pasztuła

piękni
jak łabędzie
aniołowie szukam was na niebie

gdzie jesteście

sekstans nie widzi horyzontu
nie widzi gwiazd
którędy płynąć by wybrać szlak

destrukcja wokół

zło dookoła zaciska pierścień
jeśli nie kochacie mnie już jestem martwy
próbuję oszukać przeznaczenie

mam kilka spraw by zaspokoić smak
adrenalina płynie w żyłach jak paliwo
żyję na krawędzi dobra i zła

fala kurtyną teatru przykrywa statek
giną marynarze ginie świat
latarnik po ostatnim zgasł

Pragnienie rozkoszy

Pragnienie rozkoszy
Helena Szymko

Tak wielką rozkoszą – by było
całowanie twych ust namiętnych
w uśmiechu rozwartych
gdybym mógł zatrzymać czas
rozkoszować się widokiem twojego ciała
patrzeć na ciebie jak na dzieło Rembrandta

co ręką artysty tworzy –
całokształt piękna jakie w sobie zawierasz
doprawdy sam nie wiem co jeszcze oddałbym za to
by móc cię kochać dotykać pocałunkami pieścić miła
oddałbym duszę samemu czartu byś mnie kochała
i chociaż cząstką tego co do ciebie czuję – obdarowała

Czerwcowy marsz 2023

Czerwcowy marsz 2023
Antonina Marcinkiewicz

Kraju mój z wierzbami, brzozą, kasztanami.
Kraju, w którym patriotyzm różnie rozumiany i
malowany często bolesnym słowem.
Rozdarte serca.
Niespokojne myśli.
Brak porozumienia.
Dlatego wyszli na ulice w czerwcową niedzielę bieżącego roku.
Przekonani i pewni swych racji.
Zwolennicy PO i życzliwych nacji.
Szli.
Ze słonecznym godłem na piersiach.
Pod słonecznym polskim niebem.
Z całego kraju jechali godzinami z nadzieją,
że się uda, że PiS zobaczy, zrozumie, przerazi,
do sumień swych przemówi i się nie obrazi.
Szli.
Od Placu na rozdrożu do Placu Zamkowego.
Wiatr łagodnie pieścił Biało-Czerwoną
i Unijną w gwiazdy radosne.
Napisy na banerach celowały bezbłędnie
w aktualną władzę, prezesa i kota.
Szli w rytm muzyki, skandując patriotyczne hasła,
otoczeni kryjącym się kordonem policji.
Premier Tusk ich witał na Placu Zamkowym.
Uskrzydlała go radość z udanego projektu.
Przemawiając obiecywał wierność Polsce.
Emanował wiarą w zwycięskie ,jesienne wybory.
Hymn Polski wybrzmiał z 500-set tysięcy piersi
i odbił się echem w całym kraju.
Odjeżdżali pełni nadziei na lepsze jutro.
Wracałam przed końcem pieszo jak większość.
Smutek niosłam w sercu .
Nie taki marsz chciałyby oglądać oczy w wolnym kraju.
W wieczornych Wiadomościach PiS podał informację
o 150 tysiącach uczestników marszu.
No cóż! Liczenie nie było nigdy ich mocna stroną!

Praeda

Praeda
Marcin Olszewski

Z nastaniem nocy czas łowów nadchodzi
Kto w dzień siły zbierał, ten pewien zwycięstwa
Z legowisk zrywają się starzy i młodzi
Rodzice nauczą swe dzieci męstwa

Aby nie umrzeć, zwierz musi zabić
Takie jest prawo przetrwania w życiu
Nikt w sentymenty nie może się bawić
Kto boi się walki, niech żyje w ukryciu

Skrzydła rozwinął niczym sztandary
Puchacz głoszący swą pieśń bojową
Nagroda zwycięzcy karą ofiary
Nie umiesz się bronić? Uciekaj z głową!

Głuche warknięcie, przewodnik czuwa
Stado gotowe jest do ataku
Już bezszelestnie przez las się posuwa
Wodz strzyże uszami – coś rusza się w krzaku

To renegatka! – zdradliwa wilczyca
Szarpie swą zdobycz – zająca małego
Czeka ją walka bardziej straszliwa
Zemsta gromady, obrona łupu swego

Wilcza wspólnota zgodnie skoczyła
Zdać by się mogło jak stwór olbrzymi
Lecz walka bynajmniej się nie skończyła
Coraz to samka chwyta kłami swymi

Starszyzna wilków jest doświadczona
Mocnym pierścieniem wokół stanęły
Wnet przeciwniczka padła zgładzona
Z jej żeber potoki krwi popłynęły

Wtem tentent kopyt słychać na drodze
Podróżny się spieszy, by deszcz nie zaskoczył
Przy tej gromadzie wnet ściągnął wodze
Nieraz mu śmierć patrzyła w oczy

Spotkał się wzrokiem z wodzem plemienia
Powoli wyciągnął z olstra pistolet
Czy mamy coś sobie do powiedzenia?
A może chcesz poczuć jak rapier kole?

Wilk błysnął zębami, lecz nie atakował
Cofnął się z drogi wpił zęby w zająca
A jeździec na koniu swym pocwałował
Drogę oświetla pochodnia płonąca

Bo kto wierzy w siłę i Ród, ten nie zdradza
Kto znaczy terytorium swe, niechaj go strzeże
Kochaj, szanuj, walcz, lecz rób wszystko
W zgodzie z sumieniem i w ludzkiej wierze

Maleńka figurka saksofonisty

Maleńka figurka saksofonisty
Kamil Olszówka

Dostałem kiedyś od mojego wujka,
Wyjątkowy prezent na Dzień Dziecka,
Zwykły, foliowy, niepozorny worek,
Lecz w środku pełen najrozmaitszych figurek,

Niezliczone figurki różnokolorowe,
Prześwitywały kolorami przez foliowy worek,
A kiedy dostałem go do swych rączek,
Rozbudził w dziecięcym sercu rozliczne emocje…

Jedna mała figurka,
Na tle innych naprawdę się wyróżniała,
Ciekawość moją najbardziej rozbudzała,
Gdy dziecięcymi rączkami jej dotykałem,

Była ona moim pierwszym w życiu talizmanem,
Dziecięcych zabaw nieodłącznym towarzyszem,
Wszędzie ze sobą ją zabierałem,
Sam nie pamiętam gdzie i kiedy zgubiłem,

Gdy nie wiedzieć gdzie zaginęła,
Bezcenne wspomnienia z mego dzieciństwa z sobą zabrała,
Które uprzednio w sobie zaklęła,
Gdy na każdym kroku mi towarzyszyła,

Lecz zanim nie wiedzieć gdzie zaginęła,
Radości wiele mi podarowała,
Ile tylko dla kilkuletniego dziecka,
Może dać mała plastikowa figurka…

Był to maleńki saksofonista,
Wielkości wskazującego palca dorosłego człowieka,
Lecz kilkulatka wyobraźnia,
Widziała go niezwyklejszym od baśniowego olbrzyma,

Niebieski kapelusz filcowy,
Przysłaniał jego czarne okulary,
Które oczy saksofonisty skrywały,
Zapisanych w nich emocji poznać nie dozwalały,

Z odzieniem jego w całości ciemnym,
Kontrastował maleńki saksofon złoty,
Choć tylko plastikowy, niczym prawdziwy pozłacany,
Jawił się niezwykłym w kilkulatka wyobraźni,

Sam maleńki muzyk lekko przygarbiony,
Do ust z nabożeństwem go przytykając,
Ściskał złoty saksofon obydwoma rękami,
Znane tylko sobie nieme dźwięki wydając,

Pamiętam, gdy zimowymi wieczorami,
Gdy ogień w piecu wesoło trzaskał,
I małego złotego saksofonu rączkami dotykałem,
Rozbudzała się moja wyobraźnia,

Ten maleńki muzyk na swym saksofonie,
Mego dzieciństwa wygrywał melodię,
Która jemu samemu była tylko znana,
Ludzkim uchem przez nikogo nie słyszana,

Gdy na zaścielonym łóżku moim,
Spędzałem na zabawie całe wieczory,
Ta jedna ulubiona, mała figurka,
Pośród wszystkich innych honorowe miejsce zajmowała,

Nieraz pod szafę się potoczyła,
Za łóżkiem dni kilka nieraz przeleżała,
Lecz zawsze do mnie znaleziona wracała,
Odnaleziona dziecięce serce na powrót uradowywała,

Kiedyś na dobre gdzieś zaginęła,
Gdy płynęły mego życia kolejne lata,
Już nigdy potem się nie znalazła,
Pozostając na dnie najgłębszych wspomnień z dzieciństwa…

Po latach się dowiedziałem,
Jakie było jego prawdziwe imię,
Gdy na telewizora szklanym ekranie,
Uświetniał swym złotym saksofonem pewną znaną rewię…

Wiersz adresowany do młodego czytelnika, zamieszczony na portalu z okazji Dnia Dziecka.

1 czerwca – Dzień Dziecka

1 czerwca – Dzień Dziecka
Helena Szymko

Nasze dzieci – kochają nas bezwarunkowo
są beztroskie mają serduszka gorące
swoją fantazją potrafiliby skraść nawet słońce
są dumą rodziców z nadzieją na lepsze jutro
kochajmy je tak – jak one nas
starajmy się im stworzyć lepszy świat
by żadnemu z nich nie było źle
i nigdy nie było smutno

Dzień Dziecka

Dzień Dziecka
Bronisława Góralczyk

Uśmiechnij się, dziecię,
uśmiechnij się, skarbie,
bo ciebie na świecie…
kocham dziś najbardziej!

Twoją buzię kocham,
twe oczka wesołe…
choć czasem się fochasz
i dąsasz pod stołem.

Lecz dziś, moje dziecię,
moja ty kruszyno,
masz swe święto przecież,
więc się śmiej, dziecino!

I rośnij mi, skarbie,
i żyj kolorowo
w cnót wszelakich chwalbie,
acz mądrze i zdrowo!

Uśmiechnij się w końcu
do taty i mamy…
Dzień Dziecka masz, brzdącu,
a my cię kochamy!

Gliwice 01.06.2010 r.

Strofa dla syna

Strofa dla syna
Bronisława Góralczyk

Niech moja strofa dziś cię, synu, chwali,
niechaj twój portret przystroi obłokiem,
niech błyśnie jasno jak uśmiech z oddali,
jak blask na szybie w jednym z moich okien…

Potem z obłokiem niech popłynie dalej
słowem najczulszym i uczuć woalem,
i niech do ciebie przemówi najprościej,
jak matka twoja, jak twój (zmarły) ojciec…

Synu kochany! Tobie wszelkie chwały
wznoszę ku niebu w to święto czerwcowe,
by serafiny w głos się rozśpiewały –
gdy ci zapalę lampki nagrobkowe…

Jasne anioły pośród sosen brzmiały,
a płomień znicza się w górę unosił,
jak moje słowa, co do ciebie gnały:
Przyjdź do mnie, dziecko drogie! Matka prosi…

Gliwice 27.05.2008 r.

Rewolucja 2023

Rewolucja 2023
Maciej Jackiewicz

“Czas wszystko odkryje, czas złym jest powiernikiem” – Juliusz Słowacki

***

Od rana wszędzie przyjmują wróżki i jasnowidze
choć każdy naprawdę ciemno wszystko widzi
trupa nadwornych komediantów z nas szydzi
królowa ropucha już tyle kadencji się nią brzydzę

rozmodleni stawiają na cokołach złote barany
na miotłach latają przebudzone czarownice
stare flagi i sprute proporce wyszły na ulice
o zgorzkniałym wodzu układają hymny i peany

bimber znowu piją na umór i na pełne szklanki
stekiem przekleństw obrzucają kogo popadnie
szukają złodzieja co resztę nadziei jeszcze kradnie
na pozłacanych tronach swawole i hulanki

łby podnoszą najmniejsi i ci co zawsze byli mali
serią zniewag oszczerstw i pomówień strzelają
plując jadem na prawdę i aż do bólu ją rozrywają
nie bacząc na to że złą drogę do celu już wybrali

czarne krajobrazy malują świętokradczy malarze
same elegie piszą we swych tomikach anty-poeci
nikt niczego nie rozumie naiwni oszukani jak dzieci
“czas złym jest powiernikiem” i jeszcze pokaże…

Portret

Portret
Bronisława Góralczyk

Kiedy uśniesz, moja miła,
kiedy sen się z jawą splecie,
chcę byś łezkę uroniła
na tęczowych barw palecie…

Ja twój portret namaluję,
łzę wymieszam z barw mych gamą,
ale mgiełką go zasnuję –
będzie skarbcem mym, sezamem…

Gdybyś kochać mnie przestała
i tak będziesz ze mną przecież;
nawet gdybyś odejść miała –
pozostaniesz na portrecie…

Gliwice 09.07.2021 r.

Zielone Świątki

Zielone Świątki
Helena Szymko

Zielne Świątki – zesłaniem Ducha Świętego zwane
w mojej pamięci z dzieciństwem się kojarzą
bramy domów brzózkami przystrojone
pięknie zdobione kościelne ołtarze
procesja – świętych umajone obrazy
to święto zamyka cykl Wielkanocnych wydarzeń
w dużych miastach – brak już tego świątecznego uroku
tylko na wsiach w małych miasteczkach
wciąż obchodzone uroczyście – procesją
modlitwą wiernych i zielenią majone
dawniej pogańskie z kultem płodności związane
oraz powitaniem wiosny –
zwiastowało urodzaj i dorodne plony
wierzono że zielenią majone oczyszcza ziemię
chroni – przed demonami i złym urokiem
oraz przed wszelkimi na ziemi chorobami

Wiosna

Wiosna
Helena Szymko

Wiosennym uśmiechem Cię witam –
barwami wiosny w plenerze
ona po deszczu urządza sobie spacery
w promieniach słońca się kąpie swoim urokiem dzieli
kocham jej bystre wody soczystych traw zielenie
w słońcu czy deszczu ma uroku wiele
jej wiosenna szata różnobarwnie się mieni
pod nogi dywan – z barwnych kwiatów nam ściele

Echo przeszłości

Echo przeszłości
Helena Szymko

Powróciłeś jak zjawa –
z krainy wiecznego mroku
wspomnienia o tobie
stały się tylko echem dawnej miłości
kiedyś jaśniejąca twoją obecnością
moc swoją straciła
dawniej tak płomienna teraz tylko chłodem
choć nie zapomniana
wieloletnim pyłem czasu – przysypana

Eremita

Eremita
Marcin Olszewski

Pod błękitem nieba szybują z radością ptaki
Tłumy pielgrzymów podążają w stronę słońca
W cieniu drzew, odpoczywa. Kto taki?
Ten, który nie przeczytał Księgi Życia do końca

Twarz z pozoru surowa, pozostaje w skupieniu
Na grzbiecie płaszcz z niebieskim podbiciem
Rozwija wartości duchowe, w ciągłym dążeniu
Do poznawania wiedzy, która duszy odbiciem

Lustro źródlanej wody ofiaruje spragnionym
Tak jak księgi, odświeżenie każdej części ciała
Ten kto życia i mądrości wiecznie spragniony
Podnosi się, gdy ogień niebios czerwienią się spala

Stateczny krok drogą, krętą zagadkami życia
W ręku laska, by uniknąć przykrych potknięć
Fałd płaszcza do zapalonej latarni okrycia
Światło oświetleniem ziemi, doświadczenia dotknięć

Dysponując wiedzą, którą z czasem nabywamy
W stosunku do niewiedzy, ileż warte poznania
Tyle będziemy wiedzieć, ile zapamiętamy
Na drodze rozwoju. Do umiejętności zdobywania

Gdzieś w przestrzeni ogień, zapachy wieczerzy
Spostrzegają Eremitę, zapraszają w kręgi ciepła
Posłuchają opowieści. Kto zechce nie uwierzy
W radość doświadczeń, lub od których skóra cierpła

Gdy natury prawa miłosiernym zamkną oczy
On rozpocznie medytacje, codzienną karmę duszy
Rankiem jego nieobecność nieco ich zaskoczy
Eremita w dalszą drogę dawno już wyruszył

Za wiedzą, nową z dróg. Jest ich przecież wiele
Zostawił w podzięce księgę. „O miłości dla bliźniego”
Dobro powraca. Czasem gest, czasem tak niewiele
Każdy Eremitą lub proszącym do ogniska swego

Pytania bez odpowiedzi

Pytania bez odpowiedzi
Maciej Jackiewicz

Tracę już siły chociaż to jeszcze nie siły ducha
czy ktoś zrozumie mnie i jeszcze wysłucha
czy jeszcze raz przed kimś się cały otworzę
powtarzam za wieszczem ,,smutno mi Boże’’

Na rzęsie ostatnia łza będzie za chwilę też sucha
słaby jestem i bezradny niczym ranna mucha
dlaczego życie bywa gorsze niż Madejowe łoże
powtarzam za wieszczem ,,smutno mi Boże’’

Bezdomny pies może mnie odnajdzie i wyniucha
może ciepłym oddechem mój gniew udobrucha
czy warto żyć czy skończyć te męki już może
powtarzam za wieszczem ,,smutno mi Boże ‘’

Do końca życia pozostanę z tą w sercu blizną
nie wyleczę jej choćby najlepszym lekiem
Juliuszu ty tęskniłeś wówczas za Ojczyzną
ja tęsknię teraz ale tylko za Człowiekiem

Szczęście i pech (O sobie…)

Szczęście i pech (O sobie…)
Bronisława Góralczyk

mam szczęście! –
wołam radośnie,
chwytając powietrze
w pierwszych chwilach życia…

a szczęście (wielce zdumione…)
pyta
dlaczego się cieszę,
skoro
mam pecha…

płaczę żałośnie,
chwytając powietrze
w pierwszych chwilach życia…

a pech zdziwiony nie jest
i nie pyta
dlaczego rozpaczam,
bo już wie…

mama odeszła!

teraz z góry
spogląda…
i czuwa nad moim życiem,
by dobre było
i szczęśliwe…

* * *

mam szczęście! –
wołam radośnie,
chwytając za rękę
kobietę obok…

a szczęście zdziwione nie jest
i o nic nie pyta,
bo widzi…

mama przyszła
(moja druga mama…)!

a jednak
mam szczęście!

Gliwice 28.09.2007 r.