Żmija

Żmija
Czesław Paweł Pobiedziński

Na drodze na szarym piachu
na serio lub dla obciachu
ktoś palcem a może kijem
znak zrobił, który się wije

Stanął przechodzień, czeka
a zygzak płynie jak rzeka
prosto ale cyklicznie
niejako symbolicznie

Długo nawet nie czekał
bo oto z niedaleka
pełznie i wnet go mija
prostolinijna żmija

Oj! nakręciłeś Boże
mogłeś to prościej może
stworzyłeś tego gada
na zawiłych zasadach

Zagubiona miłość

Zagubiona miłość
Helena Szymko

zagubiła się miłość –
w zakamarkach uśpionego miasta
błąka się po nim
szukając najwłaściwszej z dróg
biciem serca ją wołam – może usłyszy
odnajdzie drogę
do ust spragnionych i serca chłodu
na dnie jego wnętrza
samotność smutek i brak nadziei
pochłaniają mnie jak marny pyłek
tak niewidzialny bez osobowości
zanikam – pozbawiony ciepła nadziei i miłości
nie mogąc się pozbyć –
otaczającej mnie pustki i serca chłodu

Koszalin – 2014 r.

wieczorna modlitwa

wieczorna modlitwa
Marek Górynowicz

Gdy wieczorem staję
na szachownicy chwili
pokutnej skruchy
znajduję mozaikę pól jasnych i ciemnych

w moim wieczornym rachunku sumienia
nie potrafię samotnie oddzielić
blasku od cienia
ciepła od chłodu

ta jedna myśl
wciąż się czuję bezradnym
żałuję przepraszam
i obejmuje mnie skrzydłami
Anioł Przebaczenia

Pełnia

Pełnia
Helena Szymko

Księżyc – tworząc aureolę tajemnicy nocy
magiczny blask na falach ścieli
dziwne pragnienia wyzwala
miejsce, którym magia włada
morskim zapachem odurzona
błądzę, w jego blask zapatrzona
on władca nocy – wabi mnie na fale
sprowadza w krainę otchłani
gdzie promień światła –
nie może przeniknąć ciemności

Ostatnia szychta

Ostatnia szychta
Maciej Jackiewicz

pamięci 8 górników z kopalni Rudna

Jeszcze jeden zjazd
kilometr pod ziemię
czarną
jak noc bez gwiazd

o osiem ludzkich istnień
w tę godzinę listopada koszmarną
upomniała się Barbarka o górników

kiedy wszystko w jednej chwili
runęło
niczym wieża Babel
a potem nastały w ciszy
promyk nadziei i wiara

daremnie
za życia pochowani
zimnymi skałami zasypani
odeszli na szychtę wieczną

śmierć zawsze jest niedorzeczną
codziennie rzuca nowe zaklęcie

osiem serc ludzkich zamilkło
oddali na zawsze ducha
kiedy Barbara swoich odbiera
nikogo nie słucha
———————————
to było jedno samoistne tąpnięcie

Zapisane w kubryku

Zapisane w kubryku
Maciej Jackiewicz

Odpłynęli nasi chłopcy
z wielkiej krainy burz
a my musimy płynąć dalej
na naszej karaweli
samotne za nami zostały
ogrody dzikich róż

dobrych wspomnień diabli nam
diabli nam
jeszcze nie wzięli

Odpłynęli nasi chłopcy
pod białymi żaglami
a my musimy dotrzeć
do skrytych marzeń celu
zmagając się często
z wysokimi falami

wspólnie damy radę
damy radę
mój przyjacielu

Odpłynęli nasi chłopcy
do portów nieznanych
a my znów zostaliśmy
na starym pokładzie
popłyniemy dalej
do wysp zaczarowanych

zła przeszłość na zawsze zginie
na zawsze zginie
jak w szaradzie

Odpłynęli nasi chłopcy
widać nadszedł na to czas
żagle ustawione
kotwica też już podniesiona
kapitanem też kiedyś będzie

jeszcze któryś z nas
razem dobijemy do krainy
tam gdzie nasza gdzie nasza
nadzieja mieszka upragniona

Kazimierz Dolny – oczarował nas

Sprawozdanie z Ogólnopolskiego Pleneru Literacko-Teatralnego
w Kazimierzu Dolnym 2022

2 października 2022 r. (niedziela)
W tym dniu dojechali wszyscy uczestnicy tegoż Pleneru. Kilku z nas przyjechało własnymi samochodami, które zaparkowaliśmy przy willi „ Monika”, w której zamieszkaliśmy w czasie pobytu w tym mieście.
Kazimierz powitał nas piękną pogodą.
Spotkanie rozpoczęło się wspólnym popołudniowym obiadem. Pani Barbara Jedlecka powitała wszystkich przybyłych gości i przedstawiła szczegółowy plan pobytu. Jeszcze przed zachodem słońca udaliśmy się do centrum miasteczka, by poznać jego jesienne uroki. Niektórzy przyjechali do Kazimierza po raz pierwszy. Zrobiliśmy wiele zdjęć i zauroczeni wzgórzami tego miasteczka w barwach wczesnej jesieni oraz jego artystycznym klimatem, zrozumieliśmy, dlaczego spotykamy się w tym pięknym zakątku Polski. Mimo podróżnego zmęczenia, spotkaliśmy się wieczorem w jadalni i poznaliśmy szczegółowe plany następnego dnia.
3 października 2022 r. (poniedziałek)
Czas wypełniony po brzegi. Zajęcia z profesorem Stanisławem Górką dla nas poetów, często znajdujących się w sytuacji, kiedy musimy zaprezentować naszą twórczość publicznie, są dla nas bezcenne. To wspaniała edukacja z zakresu emisji głosu. Poeci uwielbiają te zajęcia i sposób prowadzenia. Cenimy wskazówki prowadzącego, jego rady, nauki i praktyczne ćwiczenia z zakresu emisji głosu. W imieniu całej grupy poetka z Kępna – Jadwiga Miesiąc podziękowała panu profesorowi za to, że w nawale zajęć znalazł dla nas czas i dzielił się z nami doświadczeniami i sercem. Wieczorem, w interpretacji profesora, usłyszeliśmy nasze wybrane wiersze.
Po obiedzie wyjechaliśmy samochodami do Nałęczowa. We własnym domu pod Nałęczowem przyjęła nas pani profesor Maria Szyszkowska wraz z mężem Janem Stępniem. Miejsce spotkania – niezwykłe. Dom pełen pamiątek, rzeźb, obrazów, książek, wyjątkowych rzeczy. Zauroczenie i podziw tym miejscem był wyjatkowy. Królowała NATURA.
Zauroczenie osobą pani profesor. Z ogromną uwagą wysłuchaliśmy jej wykładu na temat: Poeci w dobie globalizacji. Wywiązała się ciekawa dyskusja. Były różne głosy, różne wypowiedzi. Czytaliśmy nasze wiersze, a pani Małgorzata Siemieniec z Kielc zaśpiewała kilka piosenek, które spodobały się pani profesor. Domownicy uraczyli nas smacznym ciastem, serdecznością i niezwykle ciepłymi słowami.
04 października 2022 r. (wtorek)
W Muzeum „Kuncewiczówka” odbyło się spotkanie z poezją Stanisława Nyczaja, który zmarł 1 kwietnia tego roku. Stanisław Nyczaj był wieloletnim komisarzem Nadmorskich Spotkań Literackich w Kołobrzegu, częstym gościem imprez organizowanych przez SAP w Kołobrzegu. Spotkanie to prowadziła kępińska poetka – Jadwiga Miesiąc. Wspominaliśmy poetę, czytaliśmy jego wiersze i słuchaliśmy piosenek w wykonaniu Małgorzaty Siemieniec. Po zakończeniu spotkania zrobiliśmy wspólne zdjęcia.
05 października 2022 r. (środa)
W czasie spotkania w Bibliotece Publicznej czytaliśmy wiersze o miłości, pojętej szeroko pod nazwą „Miłość niejedno ma imię”. Zajęcia prowadził znany wszystkim literat – Henryk Kamiński. Najpiękniejsze piosenki o miłości wyśpiewała nam Małgosia. Na pożegnanie wszyscy zaśpiewaliśmy „Barkę”.
Wieczorem – jeszcze pożegnalna kolacja – niektórzy już musieli wracać do domu.
6 października 2022 r. (czwartek)
Jeszcze wspólne śniadanie. Integracyjne rozmowy. Wymiana książek. Rozmowa o funkcji poezji w naszych środowiskach. I oczywiście pożegnania, wymiana adresów. Konkurs jednego wiersza będzie rozstrzygnięty w Kołobrzegu.
Plener Literacko-Teatralny w Kazimierzu był ważnym momentem w życiu członków SAP w Kołobrzegu. Poznaliśmy się bliżej, przyjechaliśmy bowiem z różnych stron Polski. Zawiązały się nowe przyjaźnie. Wielu z nas wolny czas poświęciło na zwiedzanie miasta i jego ciekawych zabytków. Wycieczka po mieście meleksem z przewodnikiem pozwoliła nam poznać najbardziej urokliwe miejsca tego miasta, historię, przeszłość tę piękną i tę tragiczną.
Warto tu wracać.

Recenzja pióra Jadwigi Miesiąc, członka SAP Kołobrzeg, poetki z Kępna

Andrzejki A.D. 2022

Andrzejki A.D. 2022
Maciej Jackiewicz

Na wysypiskach walają się buty bezdomnych
bez klamer i sznurowadeł i bez pary
jak wosk przelewa się gorycz z czary
przez klucz do przyszłości naszych potomnych

Na kartkach imiona ułożone te bardzo znane
zagubił czas stary zegar pordzewiały
jeszcze stare baby stawiają swe kabały
wyświechtane karty w ich rękach potasowane

Okruchy zbitych luster ze wstydu całe zmatowiały
pierogów nikt nie lepi a kołków w płocie
panny nie liczą bo dawno o swej cnocie
niewieściej figlarne nikomu też już nie wspomniały

Obierzyna ze zgniłego jabłka już bardziej krótka
pod pękniętym talerzem nie ma różańca
i nie ma obrączki, brak kwiatów, do tańca
nikt nie poprosi, na stole niedopita zimna wódka

Trwa bal na salonach u tego samego wodzireja
przy stoliku drzemie starszy pan zmęczony
na dworze czarny kot goni mysz jak szalony
umiera dziś wielka wiara i ostatnia ginie nadzieja

Złota nić

Złota nić
Helena Szymko

Złota nić

Miłość – z marzeń jest utkana
złotą nicią marzenia plecie
pieści cię dotykiem
namiętnością syci
i zanim się obejrzysz
w twoim sercu
swoje żarno sieje
a gdy już twoje serce
z miłości się miota
spróbuj uspokoić
namiętności duszy
zanim poznasz –
jak boli tęsknota

sen o rozbitku

sen o rozbitku
Marek Górynowicz

jest jeszcze kilka kroków
namalowany semafor
i nienazwana stacja
poeci czytają tu oniryczne wiersze
jest godzina ta sama

w mroku późnego listopada
wędrujemy wzdłuż siebie
między peronem a zegarem
błądzi księżyc

tu zatrzyma się ostatni pociąg
w żyłach zacznie płynąć krew
z ust przygryzionych na wietrze
odjadą spóźnione słowa

Moja żona i ja

Moja żona i ja
Czesław Paweł Pobiedziński

Moja żona, światowa
wysoko głowę nosi
bo za granicą bywa
u niemieckiej Frau Tosi

Ja, jestem prosty człowiek
w sadzie jabłoniom się kłaniam
i zwykłą wiejską maślanką
popijam swoje śniadania

Żona, jest nieźle obyta w
zepsutym zachodnim świecie
i Schweineschnitzel mówi
o naszym zwykłym kotlecie

Na takie słowa się wzdrygam
ja po swojemu to wiem
ale schabowy, ziemniaki
owszem, niekiedy zjem

Żona, tam, wino czerwone
ein oder zwei Glaser
a u mnie, na dwóch litrach
kończy się wieczór czasem

Niekiedy jej to wytykam
wtedy, trochę się złości
na szczęście, język jest jeden
gdy mowa jest o miłości

tęsknota

tęsknota
Marek Górynowicz

cisza wezbrana
w uszach szumią gwiazdy
przebyte ścieżki
rozmył czas

na mojej dłoni
łezka z nieba
a w niej odbita
twoja twarz

Czarne dni Buska Zdroju

Czarne dni Buska Zdroju
Czesław Paweł Pobiedziński

Czarne dni Buska Zdroju

Kiedy na Busko schodzi noc
nad okolicą zmrok zapada
jakaś przemożna czarcia moc
na całe uzdrowisko spada

I alejami lekko pląsa
po jeszcze ciepłych ludzi śladach
kogo dopadnie wtedy kąsa
i krew wypija albo zjada

Strzeżcie się mili państwo, proszę
spacerów nocnych miłośnicy
bo z okrucieństwa zjawy wnoszę
że przyjechała wprost z Legnicy

Kiedy zabraknie jej klientów
a znam ją, to się stanie wnet
powróci do nas uśmiechnięta
jak zwykle skromna Maria Z…

26 listopad 2022

Krzyk Wojny (z cyklu Stan Rzeczy)

Jakbyś wyrok wydał
Marian Jedlecki

zawsze chwała bezpodstawnie
mimo że leży w czarciej dziurze
ale ja służyć jej nie umiem
sycisz kłamstwem moje oczy
a mam ich dwoje ale to zbyt mało
by zmieścić w nich doskonałość Raju
wtedy zginąłbym dla siebie
choćby Niebo sławiło moje imię
musiało coś nas rozłączyć
bo przyszedł Mus unicestwiania wzajem
i pozostaje śmierć między swoimi bezgłośna
i ta ciemna pożywka – Rozpacz
co przepala twoje wyrozumienia
wyjdę od siebie jak co dzień
kupię chleb pasikonika czerstwy
i wodę w inności spieczonej ziemi
o posmaku imbiru niewytłumaczalnie
zanim Niebo pokaże pięść
kobiecie i dziecku z Ukrainy których o nic nie pytano
mój wiersz niczym się nie różni
od tej straszliwej na wschodzie wojny
i nic w nim nie staje się jaśniejsze
bo nie pretenduje do miana Wiersza Życia
choć nie jest zbyt odległy od obrazów
które zapadły ci w pamięć

Myśl wieczorna

Myśl wieczorna
Czesław Paweł Pobiedziński

Ziewasz, ziewaniem żegnasz dzień
Zmrok się zakrada w domu sień
Twój cień się kładzie, potem znika
I tylko zegar ciągle tyka
Myślę, jest fajnie dzielić łoże
Z takim co tykać zawsze może

OKIEM PSA

OKIEM PSA
Jolanta Pietkiewicz

Nazywam się cezar i mam dobrego Pana.
Od niedawna, bo kiedyś nie było tak dobrze. Stróżowałem w tartaku, miałem mały wybieg, bardzo niską budę i musiałem się czołgać na łapach, aby do niej wejść. Za to teraz nie wchodzę do budy, wcale. I Pan mnie nie zmusza.
W tartaku było gwarnie, ludzie mnie głaskali, ale był taki jeden, którego nie lubiłem. Przychodził późno, kiedy w zakładzie był tylko stary stróż. Zabierał z tartaku jakieś deski, a jak szczekałem, to mnie bił. Nie wiem za co. Stróż nie wychodził ze swojej wartowni, więc nic nie widział.
Ludzie przynosili mi jedzenie, niewiele, ale zawsze coś. Czasem tylko chleb namoczony w mleku. Najgorsze były niedziele i święta. Oprócz braku jedzenia było pusto, a ja nie lubię być sam. Ale wtedy często przyjeżdżał do mnie Pan. Jak ja się cieszyłem! Stawałem na dwóch łapach, żeby Pan przez siatkę mógł mnie pogłaskać po łbie, a ja Pana polizać. Pan przywoził mi dobre rzeczy do jedzenia, stawiał świeżą wodę do picia. Ale najważniejsze, że był. Czasem otwierał bramkę od wybiegu, przypinał mi smycz i zabierał mnie na spacer do lasu! Nie wiedziałem, co robić. Chciałem biegać i wąchać tropy, ale chciałem też iść jak najbliżej nogi Pana. Najpierw więc biegłem przy Panu, ale Pan spuścił mnie ze smyczy i powiedział: “Szukaj, Cezar, szukaj!” -więc pobiegłem do lasu! Cały czas jednak obserwowałem Pana, czy jest. Był.
Pewnej zimy przyszły straszne mrozy, moje futro i ta wstrętna buda nie wystarczały, marzłem, szczególnie w nocy. Któregoś dnia Pan zabrał mnie do siebie, do domu. I teraz jestem z Panem! Nie odstępuję Pana na krok, jeszcze go zgubię. Śpimy razem w pokoju, ja na dywanie, a Pan w łóżku, blisko. Przez pewien czas jednak spałem na tarasie. Nie rozumiem, dlaczego. Było to tak: latem pojechaliśmy nad jezioro i poszliśmy z Panem na długi spacer po polach w gorący dzień. Pan odpiął mi smycz i pobiegłem. Łąka była mokra, przed chwilą traktor coś na niej wylewał, pachniało upojnie, więc ja przewróciłem się na grzbiet i solidnie się wytarzałem. Teraz było mi chłodniej i miałem dobry zapach – mógłbym nawet polować, a żaden lis nie wyczułby mnie! Wróciłem do Pana bardzo zadowolony. Pan się lekko skrzywił. Ale dopiero jak weszliśmy do domu, to załamał nade mną ręce i powiedział:
“Cezar, wytaplałeś się w gnojowicy.” A ja nie czułem problemu… Pan kazał mi wejść pod prysznic i zaczęło się. Mydlił mnie śmierdzącym szamponem i spłukiwał, i znowu mydlił i spłukiwał. Skończyło się na tym, że spałem na tarasie. Czy mój Pan też nie poznał mnie po zapachu?
Nazajutrz dostałem nową obrożę. Szkoda mi było starej, którą Pan wyrzucił, a tak ładnie pachniała. Ja lubię swoją obrożę, nawet śpię w niej. Ona mnie łączy z Panem, bo jak wychodzimy z domu, to Pan przypina do niej smycz i idziemy razem. Pan chodzi ze mną na spacery trzy razy dziennie, chyba je polubił, bo nawet jak pada deszcz albo jest upał i mi się wcale nie chce iść, to Pan mnie wyciąga z domu – “Cezar, idziemy” – mówi. Wzdycham głośno, ale idę za Panem.
Czasami Pana nie rozumiem, bo jak jest noc i wiadomo, że się śpi, to Pan siedzi w salonie i ogląda telewizję. Ja też zostaję wtedy w salonie, ale podsypiam. W salonie mam swoje zabawki, biorę je do pyska i tłukę o podłogę, trochę sznurków się z nich sypie, ale to fajna zabawa. Pan na mnie nie krzyczy. Krzyczał raz, kiedy zjadłem mu śledzia. Nie, żebym jadał nieswoje kolacje, ale ten śledż tak ładnie pachniał, a Pan odszedł od stołu do łazienki, więc ściągnąłem tego śledzia, bardzo mi smakował. Pan się na mnie mocno zdenerwował! Wyrzucił mnie na ganek i przez cały wieczór nie pozwolił do siebie podejść. Próbowałem kilka razy, ale mnie odganiał. Nie będę już więcej ruszał śledzi. Tym bardziej, że u Pana dostaję dobre jedzenie. Spora miska co wieczór, a w niej mięsko, ryż i marchewka. Pan sam mi gotuje. Chyba nie lubi tego robić, bo bardzo wtedy hałasuje garnkami i mruczy coś do siebie. Więc nawet jak przypali i zapach mi się nie podoba, to ja zjadam. Trzeba tylko przy mnie być, jak jem, nie lubię jadać sam.
Jestem ogólnie przyjaźnie usposobiony do wszystkich, ale jest jeden pies, którego nie lubię. Duży, czarny, kudłaty i stale pokazuje zęby. Kiedyś nie wytrzymałem i rzuciliśmy się na siebie. Zapomniałem, że mam kaganiec. On nie miał. Wałczyłem, ale szanse były nierówne i on odgryzł mi ucho. Bardzo krwawiło. Pan zawiózł mnie do weterynarza, gdzie mnie już dobrze znają i dalej nie wiem, co było. Kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem, że Pan siedzi przy mnie na podłodze, trzyma mój łeb na kolanach i głaszcze mnie. Ucho bolało, ale najważniejsze, że Pan był ze mną.
Kiedyś mieliśmy z Panem niezłą przygodę na wieczornym spacerze. Poczułem zająca, wyrwałem się za nim, szarpnąłem smycz i Pan mnie puścił mówiąc: “A leć, ty wariacie!”. Pobiegłem szybko, ale zając uciekł gdzieś w krzaki. Wracam więc, a tu Pana nie ma. Tyle różnych tropów, tyle zapachów, gdzie ten Pan…? Biegam w każdą stronę, coraz szybciej i nagle-stop. Smycz zaplatała się w krzakach, nie mogę się ruszyć. Chciałem zaszczekać, ale kaganiec mi nie pozwolił. Było ciemno, bałem się, zacząłem skamleć, może pan mnie usłyszy? Chociaż wiem, że Pan słabo słyszy. Czekałem bardzo długo, skamlałem i skamlałem, aż w końcu Pan mnie znalazł. Bardzo się obaj ucieszyliśmy. Przywarłem do Pana, a Pan mnie głaskał po łbie i szeptał: “Jesteś, Cezar, jesteś”… A gdzie mam być…? Zawsze będę przy Panu, nigdy go nie opuszczę. Wiadomo, że raj jest tam, gdzie Pan.

Z nadzieją na jutro

Z nadzieją na jutro
Helena Szymko

kiedy zapada zmrok – zbliża się noc
księżyc coraz jaśniej świeci
nie boję się – bo w ciszy tej nocy
z oddali słyszę, twój cichy ciepły głos
i choć to tylko, trzepot skrzydeł ćmy
twoje słowa, tęsknotą brzmią

bez ciebie, wszystkie chwile są ponure
za oknem, jesień układa melancholijne myśli
a mój wiersz – jak pejzaż z mojego snu o tobie
rozłożył się na złocistych liściach klonu
jego strofy drżą, gdy wiatr je pieści czule
kolejna świeca gaśnie, myśli milkną
zasypiam – w tęsknocie za tobą
z nadzieją na jutro

Gdybym

Gdybym
Ewa Maciejewska

gdybym mogła zamienić
wszystkie barwy jesieni
w kolorowe słowa miłości
chwytać sercem jak
w siatkę motyle
krople dżdżu
z rzęs strącać
zamiast deszczu łez
gdybym tylko mogła
ułożyć ikebanę miłości
skomponowałabym bukiet
między niebem a ziemią
harmonią uczuć
przyszłości

W labiryncie życia

W labiryncie życia
Helena Szymko

kiedy mówisz nieśmiało –
że mnie potrzebujesz
twoje czułe słowa
przekazem skrytych uczuć
tak bardzo spragniona
ciepła i rozkoszy
radosna szczęśliwa
że to ty miłujesz

tak bardzo pragnę być
w twoich ramionach
wyzwól we mnie miły
ukryte namiętności
a dotąd w bierności
tkwiące moje ciało

ulegnie twojej skrywanej miłości
nasącz ambrozją bogów
spragnione twoich usta
gorącymi pocałunkami
pieść je nieustannie
może mnie opuści
ta przeogromna pustka
pochłonie ją na zawsze –
czar twojej miłości

Koszalin – 2013 r.

Zadumka

Zadumka
Czesław Paweł Pobiedziński

Pociąga mnie uczonych mowa
Szkoda, że nie potrafię tak
Wydaję z siebie puste słowa
A treść, gdzie treść, tej właśnie brak

A chciałbym tak zwyczajnie prosto
A prosto znaczy znakomicie
Budować między ludźmi mosty
I dawać przykład swoim życiem

Lecz nie, nie takie to jest łatwe
Dwa kroki w przód a jeden wstecz
Wiem bo uczyłem obcą dziatwę
A własne powiedziały: precz

Czasami ktoś pytanie wnosi
Powiedz: jak żyć, czy dobrze żyję?
Mnie wtedy pusty śmiech ponosi
Wyciągam flaszkę, ostro piję

I w myślach zwracam się do żony
Do światłych głów, do przełożonych
I pytam: w jaki sposób, po co?
i myślę w dzień i nie śpię nocą

Pociąga mnie uczonych mowa
Co z tego, nie potrafię tak
Wydaję z siebie takie słowa
Na które odpowiedzi brak.