Podaj mi rozkołysany świat
rozkoszą osaczony ogień
w cierniu poruszasz go pewniej niż cień
w twoim ciele bije moje serce
w rozkołysanych zaciszach
na białej trawie nocy
po gałęziami zadziwionych drzew
spędzam życie
na cofaniu godzin wymyślam Czas
i od razu jak zawsze spływa na twoje powieki
a girlandy członków niech myślą
żeśmy zastygli doskonale ukryci
w mantrze z wieńcem czystego powietrza
pod szalenie wzburzonymi włosami
przez ciszę daj słodycz ufności
ostatniej pamiętnej pieszczoty
stojącej w obrazie ściany
motyla otwartego na widok wąwozu
ona –
ona przeznaczona by nam przeszkodzić
osaczona pszczelim rojem podejrzeń
więc przyjdź znów uległa
przyjdź by nie zapomnieć
aby wszystko mogło się rozpocząć
pokrętną wizją ciszy gry o moje ciało
gdzie rozum solidnie nieszkodliwy
mknie w dal jak spłoszony koń
błyskawicą z obrazu Delacroix