znaki spadają z nieba
rogiem zimnej obfitości
zacieram ich ślady apatyczną miotłą
nieufny
nie jestem ślepy
istota życia domaga się
daniny
naznaczonemu piętnem krzyża
każe mi zamykać wrota
przemijania powieści
tajemnicy nie rozsypię
na drodze do bram Edenu
okruchy wspomnień
wiatr rozniesie
może choć jedno serce
po cichu zaboli…