Im częściej rozum w nicość wchodzi
widzi jak sny Czasu w niepojęty sposób
spadają w głębię niepokoju
wtedy to nic bezmiernej tęsknoty strachu nie łagodzi
nic nie pociesza kolejnej godziny
wiecznie znane brzegi niezmienne obrazy
bieg wód leniwych gdzie wdowiec – łabędź pływa
i żadna to niespodzianka-wciąż te same spazmatyczne twarze
nie dające szansy nowego dźwięku następnej godzinie
zawsze z zaplanowanej powolnością słoty
szlochającej w dni jesienne gdzie widnokręgi sine
jakiś młyn zegara powolnością swych skrzydeł obroty
krąży zmuszany wolą i miele godziny
tylko dotyk gesty jego nieznaczny
niewygasły taki
jakby coś wiedział więcej
uświęcał podróż kiepską