Śnieg był jak krew lepki
Halina Surmacz
“Należy używać broni wobec napastników”,
a śnieg był jak krew lepki i pachniały święta.
“Najpierw strzelać w nogi, potem wyżej, wyżej.”
Młodość szumiała pod czapką uśmiechnięta.
On z hołotą rozmawiać nie chce. Nie będzie.
“W obliczu pogwałcenia ładu publicznego”.
Komitet płonie, kamienie. Opuszczone dłonie.
Strzelaj! Strzelaj! Strzelaj do niego i do niej.
– Ojciec… Idzie ojciec; z pochylni kolega –
my razem na podwórku. Nie mogę, nie trzeba.
– Strzelaj, bo w łeb, po tobie (tylko dwadzieścia lat).
– Nie mogę, nie mogę! Tam brat, tam idzie brat.
Stocznia wyje, jęczy. Płaczą ulice, bramy.
– Gdzie Staś? Gdzie syn nasz, żołnierz ukochany.
Mordercy! Oddajcie dziecko. Pogrzebu potrzeba,
Jak to tak… Gdzieś pod płotem? Samotnie do nieba?
Oddali, ciemną nocą (bluźniercy) – w tajemnicy.
Tylko matka i ojciec. Ziemia, niebo, bruk krzyczy.
Zakneblowane usta – jeszcze gromadka dzieci.
Dół, trumna byle jaka i tylko księżyc świecił.
grudzień 1970 – Szczecin /wiersz poświęcony Stasiowi Nadratowskiemu/