Coś, co mnie denerwuje
Szanowni Państwo
Teoria geocentryczna (z gr. geo – Ziemia) zdezaktualizowana teoria budowy Wszechświata, której istotą jest założenie, że nieruchoma Ziemia znajduje się w centrum Wszechświata, a wokół niej krążą pozostałe ciała niebieskie: Słońce, planety, Księżyc i gwiazdy. Teoria geocentryczna opisana w Almageście była kanonem astronomii przez 1600 lat, aż do czasów Mikołaja Kopernika. Dopiero Mikołaj Kopernik przyjął założenie, że Ziemia nie jest nieruchomym punktem środka Wszechświata, uznając, że krąży ona dookoła Słońca – tak jak pozostałe planety. Teoria heliocentryczna Mikołaja Kopernika zaczęła zastępować teorię geocentryczną po opublikowaniu na początku XVI wieku jego krótkiego wykładu tej teorii (tzw. “Commentariolus”), a zwłaszcza po opublikowaniu w 1543 roku w Norymberdze dzieła De revolutionibus orbium coelestium, dającego inny model ruchu ciał niebieskich, który mógł być kontynuacją odrzuconego wcześniej przez naukę poglądu heliocentrycznego opracowanego między innymi przez Arystarcha z Samos (ok. 320–250 p.n.e.). To tyle teorii. Jednakże geocentryzm nie umarł śmiercią naturalną pomimo wysiłku Kopernika. W czasach nowożytnych – kiedy za cholerę nie przejdzie mi przez gardło określenie „święta” – Inkwizycja zaprzestała mordowanie ludzi na stosach za „nieprawomyślność” mamy możność wyrażania swoich opinii w zagadnieniach filozoficznych. Inna sprawa, iż są mocno „niedoważone” z powodu braku elementarnych podstaw wiedzy w owej materii. Niestety, nie odbiegliśmy zbyt daleko od prymitywnego sposobu myślenia, jakby opanowała nas agnozja. I cóż z tego, że w szkołach nauczono nas o Koperniku i jego teorii, kiedy w nas samych drzemią, jako archetyp całe pokłady geocentryzmu. Z braku miejsca ograniczę się tylko do telegraficznego omówienia problemu. Oczywiście grzecznie tu zaznaczam, iż nie roszczę sobie prawa do wysuwania jakichkolwiek nowych teorii. Ale co widzę, to tu opiszę. Otóż geocentryzm a priori przybrał w dzisiejszych czasach zupełnie inną postać. Obecnie panuje niewiele mniej mroczna epoka antrocentryzmu, ciasny pogląd, odmiana tego samego kultu, gdzie króluje dywergencyjne myślenie. Rozkoszujemy się złudną świadomością, że wprawdzie prawa natury są nieubłagane, lecz na całe szczęście one nas wcale nie dotyczą. Bowiem walka o byt rozgrywa się nisko u naszych stóp. My sami – odkrywcy tego uniwersalnego prawa – we własnym mniemaniu stoimy już poza nią, jako ostateczni zwycięzcy na samym szczycie łańcucha pokarmowego. Nie chcemy, nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie, że ktoś może nas, co dzień pożerać bez użycia siekaczy. I biada takiemu heretykowi, który nas, kiedy chciał wyprowadzać z błędu. Ani chybi doczeka się „auto da fe”, czyli kary stosowanej przez morderczą kościelną Inkwizycję, ponieważ zawsze będą istniał jakieś Kościoły, razem ze swoim niespisanym prawem powszechnego ciążenia wstecz. Nie możemy uwierzyć, że gdzieś wśród poziomów wielowymiarowego Wszechświata trwa wciąż zażarta walka na życie i śmierć, walka o kolejną postać materii. Że zmagają się tam bezlitosne potęgi, o jakich nam się nie śniło. Że znaczniej niżej lub wyżej, z innego punktu widzenia – najpierw nasze zwierzęce ciała, a potem umysły biorą w niej udział całkiem nieświadomie, jako kolejne szeregowe ogniwa tego nieskończonego ciągu, jak w „ciąg Fibonacciego”, który jest podstawą struktury wszechświata, na której oparte są kolejne jego poziomy. Reasumując – powtórzę za Arturem Schopenhauerem: „aby życie było mądre, najważniejsza jest dobrze pojęta troska, po części o naszą teraźniejszość, po części o naszą przyszłość, tak, aby jedno nie było przeszkodą dla drugiego”.
Ot, co…
All rights reserved 2019 Marian Jedlecki