Wyobrażenie “JA”
Marian Jedlecki
Szanowni Państwo!
Ostatnio nie chcą mnie omijać niezbyt miłe myśli, refleksje, pogoda też temu chwilami sprzyja. Mamy zimę, brak słońca, szarość bez zieleni, przemęczenie. Zwykle daję sobie radę z taką małą chandrą, ale otaczająca nas polska rzeczywistość dodatkowo nie sprzyja dobremu nastrojowi.
Kim jest „Ja”? Każdy z nas ma własne, piękne wyobrażenia swego „Ja”. Lubimy siebie, akceptujemy, albo nie. Krytykujemy siebie, często obwiniamy, ale i nie gardzimy sobą. Mamy albo zbyt wysokie mniemanie o sobie, albo przeciwnie, nie doceniamy siebie.
Staramy się być w porządku w stosunku do otaczającej rzeczywistości, ale czy to zawsze się udaje? Nie zawsze. Często nie potrafimy zachować się w stosunku do siebie przyzwoicie, albo wręcz przeciwnie za coś się karcimy, aby nie powtarzać błędów. Z błędami bywa różnie, ale przecież staramy się i to jest ważne.
***
Trudno mi akceptować u siebie zbyt łatwe mówienie „tak” nieprzychylnym mi ludziom. Godzę się na coś, a potem okazuje się, że to absurd, a w dodatku nie musiałem. Robię coś, co ostatecznie muszę zrobić, ale tego nie lubię. Dzieje się dlatego tak, bo komuś w przypływie dobrego humoru powiedziałem „tak”, i później znowu bezsensownie muszę. Słabiutka ta moja asertywność. Okazuje się, że nie potrafię uszanować swoich priorytetów, zasad, potrzeb, czy aspiracji. Często bywa tak, iż nie zawsze potrafię właściwie zdiagnozować sytuacji i powiedzieć kategoryczne „ NIE”.
Później, po kilku godzinach czuję, że robiłem coś, czego nie chciałem i powinnam „być na NIE”.
Nie jestem dumny z takich sytuacji. Mam wtedy ambiwalentne ”zawroty głowy”. Nie lubię tego, czuję żal do siebie, że niepotrzebnie uległem jakimś głupim podszeptom. Wtedy żal mi straconego czasu, bo przecież mogłem ten czas i energię przeznaczyć na coś, co sprawiłoby mi satysfakcję i radość.
***
Inna sprawa – bywa, że przejmuję się zdaniem ludzi, którzy są dla mnie małoważni , ale jakoś nie potrafię sprawiać im przykrości, bo nie wypada, bo etyka towarzyska, kindersztuba, etc.
Jednym z moich „nielubień” jest naiwne (do niedawna) nabieranie się na jakieś zbędne gadżety, nowo modne słowa, na jakąś infantylna reklamę, itp. Po pewnym czasie przyglądam się temu i nie mogę nadziwić się własnej głupocie – jak to! Dałem się tak nabrać?! No, szlag mnie wtedy trafia.
Te nieudane decyzje sprawiają, że w pewnym momencie mam wrażenie, iż tworzy się wokół mnie i jakby niezależnie ode mnie jakaś nierzeczywista „mgła życia”. Tak to nazywałem. Jednak muszę siebie też nieco pochwalić – nie zdarzają mi się już takie „wpadki”.
Kiedy tej „mgły życia” jest za dużo noeza podpowiada mi, że coś tu „nie gra”, a przecież wcześniej było OK – ale taki czas nie bywa „w przyrodzie” czymś niezwykłym. Wiem o tym dokonując z konieczności afirmacji. Wtedy staram się mimo wymuszanego konformizmu działać i nie dać się tej zamglonej paskudzie! To nie jest takie trudne. Tylko trzeba ze sobą poważnie pogadać! Mnie sprzyja do tego samotność w moim własnym świecie.
Nie daję się zwariować otaczającej mnie rzeczywistości w bałaganie, niekompetencji, arogancji, braku szacunku. Szanuję siebie i szanuje innych pomimo ich makiawelizmu. Bo próbować zawsze warto.
Ot, co…
pozdrawiam i do następnego czytania