Wypominki Bogu (m)
Marian Jedelcki
Nigdy nie czułem Spokoju
przymus myśli pejoratywnej
lęk stres ból rozczarowanie
to norma tu w dole i Padole
obco jakoś w ogromie Nieb
bo w górze Wieczny Pułap
bo jestem więc jestem
gdzieś w powietrzu mieszkam
stukam –
w drzwi po kolei wszystkich
i nic modlitwom do tego
czy to Raj czy to święto zmurszałe
samotne samoistnie –
i tak będę sam w Edenie
bo jest jak jest w kolejce do popołudnia
gdybyż Bóg mógł zapomnieć o mnie
pójść sobie w cholerę albo gdzieś zaginąć
albo lepiej –
zapaść się w grzech (to jego wynalazek)
przymknął oczy
ależ gdzież tam –
On sam jak luneta
odwieczny podglądacz niemiły
odcina oddech szczelnym wiekiem
staram się
wymykam
uciekam
nigdy w hedonizm wtedy
spod opieki starego bradziagi
ponoć –
Pana
Ducha Świętego
Syna Jego
(co jak na Boga Jedynego to genialne)
owszem – gdyby nie Sąd Ostateczny
bo nie wystraszą mnie Horestratosy
tylko oczy zielone
to głównie chaos – ciągły – chłodny