Nie chodzę do kościoła, bo zwyczajnie na nim się zawiodłem. Za mało w nim Boga, szczerości i autorytetu. Nie utwierdzają mnie w wierze ciągłe polityczne wycieczki księży, którzy tak jakby mimochodem, a jednocześnie w sposób otwarty w swoich wypowiedziach zajmują się agitacją zachwalającą określoną stronę politycznego sporu, którym na każdym kroku przesiąknięta jest dzisiejsza rzeczywistość. Kiedy jestem zmuszany do codziennego uczestnictwa (biernego) lub do obcowania z obecnym establishmentem, choć przyznaję, iż w sposób empiryczny, o którym nie pozwalają zapomnieć przeładowane nad wyraz programami TV o zabarwieniu „politycznym’, to zauważam jedną prawidłowość. Politycy przypisane do danej opcji (albo się sami przypisali) mają dokładnie takie samo zdanie w omawianych kwestiach i prawie nigdy nie pozwalają sobie na powiedzenie tego, co tak naprawdę sądzą, jakie jest ich osobiste zdanie na poruszane tematy. Śmieszy mnie, kiedy wygłaszają absurdy, z którymi wiem, że tak naprawdę się nie identyfikują. Skąd to wiem? Ano stąd, bo znam kilku z nich, co prawda z powiatowego szczebla, ale mechanizm myślenia jest taki sam… Czyli nie wychodź przed szereg. Ale to ich problem fundowany przez politycznych guru, którym, niestety, często jest daleko do intelektualnego geniuszu. Moje przerażenie budzi fakt, iż w ogólnonarodowej kłótni udział biorą pośrednio ci, którzy z racji swojego powołania powinni być apolityczni, swoim autorytetem gasić szerzącą się nienawiść – czyli nasze duchowieństwo. To Kościół przecież ma w ręku narządzie, jakim jest Eucharystia. Pod koniec każdej mszy ksiądz nakazuje „Przekażcie sobie znak pokoju”. Tu trzeba powrócić do „instrukcji” jakiej udzielił Chrystus – „ Jeśli więc przyniesiesz swój dar do ołtarza i tam sobie przypomnisz, że twój brat ma coś przeciw tobie, zostaw tam przed ołtarzem swój dar i idź , pojednaj się najpierw ze swoim bratem, i wtedy dopiero, gdy wrócisz, składaj swój dar (Mt, 5.23) Może więc zamiast potoku landrynkowych słówek i bredzeniu z ambon o konieczności „co łaska na tacę” byłoby lepsze przypominanie przesłana o godnym darze składanym na ołtarzu, które zapisał Św. Mateusz? Pewnie tak… Ale jest „jest jak jest”. W pewnej warszawskiej świątyni zebrały się „milaczki” ustępującej pani „polityk”, która w taki uświęcający przez kościelnego celebranta sposób żegnała się z dotąd sprawowaną funkcją. Pomijam tu kolejne ”części” uświęcającej uroczystości, ale wk..wił mnie fakt, iż celebrans mocno przesadził w peanach dotyczących zasług bohaterki tegoż wydarzenia, czego dotąd mało krytyczni komentatorzy kościelni nie dostrzegali. Z „błogosławieństwem” i poparciem Kościoła będzie teraz na form UN prezentowała dumnie swoją broszkę i zaściankowe myślenie. No cóż… Kolejna „dobra zmiana” i kolejny „znak pokoju.”
Ot, co…