Oceniać działania człowieka
to jest przyjemność żadna
ale aby nie udawał greka
moja mowa będzie dobitna!
Łapanki namawiania dilerskie
zasługują na mocne potępienie
najpierw dzieciaków wciągają
a później na raty zabijają!
BABIOGÓRSKIE DARY
Kazimierz Surzyn
Drzewa nucą dzieciom strofy kołysanek
las dał koszyk pełny zdrowych jagód
pszczoły wypracowały miodu kaganek
wydeptane ścieżki letnich przygód
Perły rosy srebrzystej co nad rankiem
budziły naszej ziemskiej drogi doniosłość
silnych wrażeń chwalebnym poczęstunkiem
w nutach świerszcza wyśpiewaną przyszłość
Nabrzmiałe chlebem życiodajnym
dojrzałe kłosy żyta owsa i pszenicy
wzgórza ożywione wiatrem przyjaznym
ziemniaków zagon w chłodnej piwnicy
Zimową zupę pachnącą grzybami
symfonię lotu pierzastych obłoków
placek w galarecie z malinami
herbatę z dzikiej róży płatków
Pachniesz mi jaśminem ziemio babiogórska
pełna życia wdzięku najprzedniejsza
czule sercem ciebie obejmuję o boska
i jak dziecię pieszczę o najładniejsza
TATO Z RÓŻAŃCEM
Kazimierz Surzyn
To taki obraz piękny w mojej pamięci
gdy po ogrodzie spacerowałeś jak święci
z różańcem w ręku tajemnice rozważałeś
życie Jezusa i Jego Matki mnie objaśniałeś
W tajemnicach radosnych widziałeś radość rodziny
macierzyństwo miłość pomoc i szczęścia godziny
W tajemnicach bolesnych przywoływałeś wszystkie
Miłosiernego Jezusa Chrystusa cierpienia ziemskie
W tajemnicach chwalebnych mówiłeś z nadzieją
o życiu wiecznym z Boga niebiańską epopeją
W moje ręce różaniec włożyłeś
modlitwę w treść bogatą oddałeś
bym zanurzył się całym sercem
w paciorkach owładnięty szczęściem
KOGO CHCĘ KOCHAĆ
Kazimierz Surzyn
Człowieka pokornego, mądrego, zgoła wesołego,
dobrego, prawdomównego, rozkosznie czułego,
wzruszonego śpiewem radosnego skowronka
i wiązkami malowniczymi ukochanego słonka.
Tego co umie pogłaskać pieska, kotka
i zachwyca go na łące cudna stokrotka,
potrafi liczyć lata kiedy kukułka kuka
i umie słuchać gdy o buka dzięcioł stuka.
Człowieka którego księżyc olśniewa,
co srebrne promienie po ziemi rozsiewa,
tego co umie przytulać serca rękami
i w strapieniu siedzieć ze mną godzinami.
I umie ładnie milczeć w ciemności
i uciekać daleko daleko od złości
i potrafi miłość we mnie wzniecić
i moje serce szczęściem ubogacić.
Wśród nas żyją anioły
bez skrzydeł czarujących
ale za to ich ciche serca
to azyl dla potrzebujących
Strzegą drugiego człowieka
tak jak ty mnie miła właśnie
są takie przepiękne wnętrzem
i mają twoje oczy niebieskie
Anioła też widzę w przyjacielu
co pomógł mi w nieszczęściu
w przechodniu z uśmiechem
tyś moim aniołem dobroci ciociu
I w pielęgniarce co mojego tatusia
z boku na bok całą dobę przekłada
i w mamusi która zawsze wysłucha
ona jedyna największą miłością kocha
Po deszczu zimnym
światem całym
zawładnęło słońce
W smugach świetlnych
życie raźniej płynie
cierpienie z czoła ginie
Chwytam naturę oddechem
spojrzeniem obejmuję
ukojenie odnajduję
Kroczę wolno polną dróżką
liście pod stopami
ślicznie nucą barwami
Coraz więcej liści wokół
tańczą taniec październikowy
o smutkach nie ma mowy
Drzewa na wpół nagie
w borach trawa żółknie
niech żyje złota jesień
W wieńcu z bluszczu
liści dębu szyszek jodły
owoców żurawiny
i korali jarzębiny
Nigdy nie jest za późno
serce otworzyć dla ludzi
sięgnąć nawet po gwiazdy
złapać bakcyla przygody
Nigdy nie jest za późno
dawać słońce i uśmiech
co są podobne do siebie
niwelując smutek z ciebie
Nigdy nie jest za późno
pójść zupełnie inną drogą
aby ogrom złych zdarzeń
zmienić w spełnienie marzeń
ŚLEPA I PRAWDZIWA
Kazimierz Surzyn
Miłość jest ślepa –
kiedy Amor miłością
wprost w serce nie trafił
tylko na oku się zawiesił
i w łzach utonął
Miłość jest prawdziwa –
gdy Amor czułością
i wielką miłością
serce ci wypełnił
marzenia spełnił
tak jak ty moje –
miłością na zawsze
co wszystko zwycięża
Amor aeternus
( Wieczna miłość)
Na moim wielkim strychu
dziecięcych przygód druhu
drzwi ze starości jęczały
podłogi stopą skrzypiały
Okna ubrane promieniami
malowały witraże jaskrami
tutaj harcowały rude koty
tu miałem zawsze dużo roboty
Myszy się ładnie uśmiechały
co ziarno z koszyka wyjadały
bujał mnie koń na biegunach
aż stropy grały na strunach
Nawet nocą się nie bałem
w rupieciach żywo grzebałem
wiem to była aniołów zasługa
strzegąca mnie ich posługa
Życie jest szansą na spełnienie marzeń
pośród wypełnionych po brzegi zdarzeń
działam tak by się spełniały co dnia
obok zostawiam ciernie zmartwienia
Dziś usunąłem kolejną kłodę spod nóg
przekraczając w szczęśliwości Edenu próg
Myśli słowa czyny w rzeczywistość układam
choć monopolu na to wszystko nie posiadam
byle iść naprzód i pokonać niemocy skały
niekończące się nadludzkich utrapień opały
Moja głowa z bólu pęka
myśli burzą spokój nocy
mózg w wibracjach głośno stęka
nad działaniem nie mam mocy
rozum na haku logikę zawiesił
usta mówią same bzdury
porywczy charakter wyczucie zdradził
aż rzęsisty deszcz spadł z chmury
O milczeniu nie ma mowy
wiersz zamknięty w owe słowy
uszy to co pragnę słyszą
gdy o prawdę chodzi głuchną
w koronkowych obłokach pływam
serce w oceanie tonie
na gitarze country gram
w rodzinie moja pasja życia słynie
Dziś odbijam się od ściany
muszę zreperować wewnętrzne organy
szukam kąta bez cierpienia
czy kiedyś spełnią się me marzenia
okna radośnie w oczach szaleją
fotel łóżko po pokoju bujają
puls w sześćdziesiątkę bije
diabeł piekło mi pokazuje
Anioł miejsce w niebie szykuje
mnóstwo rzeczy mnie od rana denerwuje
siebie i innych szczerze nienawidzę
wyboistymi ścieżkami bez woli chodzę
zamknięty w sobie siedzę
świata w ogóle nie widzę
życie na kręgosłupie dźwigam
raz po raz ciężko upadam
Spokojnie śpiewam wykwintną nutą
to zaś krew uderza z butą
ćwiczę tańczę gram w pokera
w kwiatach kwitnie mi cera
nawet włosy są ciemniejsze
wszystko jest zdrowsze piękniejsze
dzisiaj osiwiałem w strapieniu
jestem w jakimś mrocznym cieniu
egoizm mieszam z altruizmem
geny unoszą duszę gniewem
ze siebie nerwy wyrywam
i znów płonę wielbię kocham
Wspominam jak moje babcie
uczyły szacunku do chleba
wnusiu – kochane dziecię
chlebek jest darem nieba
Chlebuś bardziej smakuje
gdy się nim z innymi dzielisz
niechże go nigdy nie brakuje
w modlitwie Boga poprosisz
Bochenek przed pokrojeniem
nakreśl pięknie krzyża znakiem
okruchy z ziemi zbierz starannie
traktuj zawsze bochen godnie
Pamiętaj chleba powszedniego
potrzebujesz do życia ziemskiego
zaś boski chleb eucharystyczny
to żywota rajski chleb wieczny
chcą się wyszumieć..
Niebo dzisiaj w szarości
na świat bardzo się złości
ubrane w groźne obłoki
które ciężarne płaczą
a drzewa z radości skaczą
zaraz wichrem się wyszumią
chcą od nas szacunku..
Drzewa rosną przecudnie –
dają błogi cień w dni gorące
poetom Pegaza natchnienie
filtry powietrza oczyszczające
Nie chcą dużo od przyrody
jedynie słońca i deszczu
aby nie straciły urody –
a od nas samych szacunku
ŻAŁOBNA JESIEŃ
Kazimierz Surzyn
Jesień bywa również inna
deszczowa mglista zimna
błotem szarym ziemię plami
o świcie ścina mrozami
więzi wczesnymi śniegami
Słońce jak osoba bliska blednie
kostnieje i zziębnięte gaśnie
rdzą pokryła białe róże ostatnie
i liście co jeszcze wiszą na kasztanie
Szepce modlitwy wierszem żałobnym
za dusze idąc w pochodzie nabożnym
ZORZA POLARNA
Kazimierz Surzyn
O zjawiskowy zwiewny cudzie
na szafirowym nieba płótnie
gustownym pędzlem pociągnięte
strojne pawie pióro rozwiane
Oddychający falisty ruch kolorów
łamiący galaktyczne igły biegunów
serce kwiatu którego płatki pełne
tańczą lekko wiatrem muskane
Zwoje kurtyn promieni łuków
finezyjne końce rozlanych lejów
mienią się srebrzystą jasnością
kiedy odchodzą w dal bledną
Szerokie pasma przecudne
kaskady łun żółto zielone
bieli niebieskości fioletu
w purpurowej poświacie
Wprawia w olśnienie mą duszę
głowę w bezruchu utrzymuje
oczy arcydziełem delektuje
przenosi na arkadie rozkoszy
Lasy w zapachach jaśminowych
Słoneczny dzień alei spacerowych
Konwalia na wzmocnienie serca
Z tęsknot wybawi naparstnica
Wątrobę uleczy dzikiej róży płatek
Na spojówki przekrwione bławatek
Ukoi rany pierzasta żyworódka
Rumianek stłumi rewolucje żołądka
Trawienie wesprą mikstury aloesowe
Ciśnienie obniżą zioła nagietkowe
Nalewka z aronii cholesterol usunie
Czeremcha oddechu udrożnienie
Przecudna przyroda na zdrowie
O tym każda babcia nam powie