Archiwum kategorii: Najnowsze
Pamięć
Kapłan na mszy powiedział:
…dziś z zalewu koło Włocławka wyłowiono…
i dłonie złączył do modlitwy
nie dokończył
w wielki szloch zamieniony został śpiew
Ojcze wróciłeś wtedy
miałeś
ręce skrępowane sznurami nienawiści
do nóg zimne dołożyli ciężkie kamienie
na szyi pętla a ceną jej było milczenie
na konsekrowanej sutannie krew
…nie dajcie się zwyciężyć złu…
bądźcie w czynach swych zawsze czyści
czas
obudzić się z tego koszmarnego snu
ale to nie była jedna senna mara
nie umarła w sercach maluczkich wiara
bo jak nadzieja jest nieśmiertelna
a wraz z nimi miłość do człowieka
którą w darze dostałeś od Boga
w pierś niech każdy się dzisiaj uderzy
pozostało po Tobie nie tylko wspomnienie
ostatnia homilia
u świętych polskich braci męczenników
ostatnia przestroga
jeden jest w życiu właściwy szlak
choć wiedzie przez nieskończone zakręty
tam gdzie na Ciebie czeka
Prawda
Ojcze Jerzy
dziś patrzysz na Polskę z ołtarzy i pomników
powrócisz raz jeszcze
na Ojczyzny łono
…
jako nasz święty
PRZY TOBIE
Brudna prawda
Coś, co mnie denerwuje
Szanowni Państwo
Szanowni Państwo
Niezaprzeczalnie Olga Tokarczuk to świetna pisarka. Chwacko i zgrabnie w latach 90 z literek polskich rodziła donosy na polskich antysemitów na zlecenie obcej ambasady. Wychwalana obecnie pod niebiosa Olga, znana jest głównie z nienawiści do Polski i skrajnego filosemityzmu. Przyznanie Literackiej Nagrody Nobla osobie wsławionej opluwaniem Polski nie może budzić wątpliwości, o co tu tak naprawdę chodzi. Przygotowania trwały od dawna i zaowocowały pełnym sukcesem. Czytając jej wypociny i to, co się wyczynia w naszym kraju na jej temat, zaczynam myśleć, że w pijanym widzie wymyśliłem sobie nieprawdziwą historię Polski, jako kraju tolerancyjnego, otwartego, jako kraju, który nie splamił się niczym złym w stosunku do swoich mniejszości, co kwestionuje pani niejaka Tokarczuk Olga. Często owa dama podkreśla gdzie tylko może, iż temat pogromów z okresu II wojny światowej i późniejszego, jako Polacy zamietliśmy pod dywan, a zaczęliśmy sobie wmawiać, że jesteśmy narodem, który walczy o „wolność waszą i naszą”. Postuluje wręcz napisanie historii Polski od nowa. Ta pani, która jadła polski chleb, gdzie otrzymała wykształcenie, teraz kąsa podaną rękę twierdząc, że trzeba stanąć z historią twarzą w twarz i spróbować napisać ją od nowa, nie ukrywając tych wszystkich strasznych rzeczy, które ponoć robili Polacy, jako kolonizatorzy. Jako większość narodowa, która tłumiła mniejszość, jako właściciele niewolników czy mordercy Żydów. Czytając te brednie, zastanawiam się, kto tu jest przy zdrowych zmysłach, a może to ja jestem wrednym nieukiem i celowo zapieram się znajomości historii własnego kraju? Na szczęście nie muszę, bo nie posiadam korzeni od „czosnkowych”. Tu uprzedzam i wyjaśniam – nie jestem nacjonalistą, ale bezczelność obcej nacji wprowadza mnie w stan „rozwolnienia zwojów umysłowych” czy perystaltycznego odruchu żołądka – a to oznacza, że chętnie dałbym kłamcy we wredny pysk i płeć nie ma tu nic do rzeczy. Natomiast przyznanie Literackiej Nagrody Nobla osobie wsławionej opluwaniem Polski nie może budzić wątpliwości, o co tu tak naprawdę chodzi. Przygotowania trwały od dawna i zaowocowały pełnym sukcesem. Najpierw przyznano nudnej literatce wszelkie postkomunistyczne nagrody typu Nike czy Paszport Polityki, później przetłumaczono jej „dzieła” na wszystkie znaczące języki świata za pieniądze podatników (750 tys. zł) – nie wydawców, bo ci nie frajerzy, wiedzieli, że tego nikt nie kupi.
Ot, co…
Wszystkie prawa zastrzeżone 2019 Marian Jedlecki
Jesień
Narcyz
Zakochany w sobie nie widział świata
Na trzeźwo czy to podczas picia trunku
I chociaż miał już nawet swoje lata
On niezmiennie dumny był z wizerunku
A w jego domu wisiały zwierciadła
Wciąż duchem był taki piękny i młody
Choć i baba jaga by nie odgadła
Ile zostało z prawdziwej urody
Klepiąc po plecach ściskali mu dłonie
Łzy ocierał wciąż niby ze wzruszenia
Na czarno malował wciąż siwe skronie
Aby już zawsze źródłem być natchnienia
Prawdziwe z niego było bowiem bóstwo
Raczej nawet próżności złoty cielec
A włosów coraz mniej i myśli mnóstwo
A nuż się jeszcze trafi a widelec
Tak się nadymał jak paw na podwórku
I w końcu był cały już napuszony
Aż pękł mu żywot jak balon na sznurku
Leżał odtąd w trumnie w nicość wpatrzony
Bo nic nie widział poza samym sobą
Co tyle rzeczy w życiu przeinaczył
Z prawdą o sobie walczył jak z chorobą
Choć świata wszak ni razu nie zobaczył
Nadzieja
Ty jak talizman –
chronisz mnie od zguby
jesteś jak deszcz
w dni letniej posuchy
wiecznym filarem
który podpiera
mój świat by nie runął
nie pozostał głuchy –
w mojej samotni
gdy już nic nie czuję
ty pojawiasz
pełna sposobności
i zawsze wtedy
gdy cię potrzebuję –
wypełniasz blaskiem
duszy mojej pustkę
tam gdzie się jawisz
wszystko promienieje
jak dobra wróżka
rozdajesz podarki
radość wokół siejąc –
dajesz bezpieczną
na życie przepustkę
bo jesteś – niezłomną
ludzką nadzieją
W LESIE
Uchwycić tę przestrzeń najczystszej zieleni
i przebijające między drzewami wiązki promieni
poezję czułą przy wiatru akompaniamencie
i zapach drzewostanu najmilejszy na świecie
Stoją dumne między niebem i ziemią
z rozłożystymi gałęziami co urodą karmią
z wierzchołkami wbitymi w chmury
niczym spokojne boskie posągi natury
Jesienna nostalgia
Jesienna nostalgia
Maciej Jackiewicz
ostatni liść spadł z drzewa
zadrżało nagie na myśl o zimie
opuszczone pousychały gniazda
umilkły do wiosny ptasie chóry
tylko noc pozostała i wiara
ciągle ta sama i srebrny brat
i jego siostry na ciemnym niebie
kto dzisiaj jeszcze raz zaśpiewa
o wyśnionej szczęścia krainie
gdzie wszystko jest zapisane
w niepowtarzalnych gwiazdach
lecz nie tych które patrzą z góry
przesunięte wskazówki zegara
o godzinę nadziei do tyłu
aby rozpędzony świat
zatrzymać chociaż na chwilę
tutaj mam jeszcze ciebie
kruchą jak ulepioną z pyłu
w skrawku twej pamięci zostanę
Z nadzieją na jutro
Z nadzieją na jutro
Helena Szymko
Gdy zapada zmrok – świat pokrywa noc
księżyc w pełni coraz jaśniej świeci
nie boję się – bo w ciszy tej nocy
wciąż słyszę twój ciepły czuły głos
i choć to tylko trzepot skrzydeł ćmy
twoje czułe słowa tęsknotą brzmią –
bez ciebie wszystkie chwile są ponure
za oknem jesień układa melancholijne myśli
mój wiersz – jak pejzaż ze snu o tobie
rozłożył się na złocistych liściach klonu
jego strofy drżą gdy wiatr je pieści czule
kolejna świeca gaśnie zapada cisza
myśli milkną w głowie – zasypiam
w tęsknocie za tobą z nadzieją na jutro
Zakochałam się
Dziękuję Tobie Weno…
Dziękuję Tobie Weno…
Maciej Jackiewicz
Tyle myśli codziennie
w głowie się kołacze
ile słów
by z tego zapisać na karcie
aby zostały nieskazane
na zapomnienie i podarcie
tyle snów co w noc
nadchodzą gwiaździstą
a pryskają rankiem
jak bańka mydlana
nigdy więcej ich nie zobaczę
bo odleciały
tyle marzeń mamy
i to nasze wędrowanie
niczym we śnie na jawie
gdyby się spełniły
jakie byłoby wspaniałe
tutaj po ziemi stąpanie
ocalone słowa, które prawie
już były opuszczone
nie sądzę ich i nie oceniam
umoczę znów pióro w kałamarzu
aby uwiecznić te wyrazy
jak szkiełka w witrażu
w strofy poprzemieniam
myśli
sny
i marzenia
nie do ukrycia
kolejną z nich zapiszę stronę
bardzo kocham
Wenę
w króciutkiej z rymów sukience
kiedy biorę
ją na ręce
cały świat mi daje
wtedy
w labiryncie życia
nowy wiersz powstaje
Niespełniona miłość
Niespełniona miłość
Maciej Jackiewicz
Pisałem dla Ciebie
dniem i nocą
byłaś jedynym tematem
zimą wiosną jesienią
i latem
gdy dłonie się pocą
a twarze rumienią
niekoniecznie od słońca
wymieniałem Twoje imię
we wszystkich przypadkach
byłaś delikatnym dotykiem
kołysanką pod wieczór
snem, który na jawie się śni
o poranku budzikiem
dziś po Tobie została mi
tylko stalówka rdzewiejąca
wiersze
i puste
pudełko po czekoladkach
Ludzie i ludziska
Ludzie i ludziska
Helena Szymko
Bywają ludzie i ludziska –
wykształceni inni prości
w oczach łagodność w sercu ciepło
pełni przyjaźni i miłości
tam gdzie się jawią
pozytywną energią tryska
bywają gburzy –
i zapatrzeni w siebie
nos wyżej głowy zadzierają
pełni sarkazmu wyniosłości
uprzejmość dla nich to zbyt wiele
ludzie o negatywnej osobowości
może i mili w swoim gronie
lecz wciąż się depczą
po własnym ogonie
lepiej unikać takich ludzi
ich osobowość
wśród otoczenia niechęć budzi
czasami miło się uśmiechają
udają dobrze wychowanych
to jednak jad w uśmiechu mają
tacy sarkazmem karmią duszę –
są zbyt dalecy od szczerości
Ty
Ty
istniejący w wyobraźni małych
jak kształt chwiejący się
pod brzemieniem grzechu
stworzyłeś iluzję człowieka dla Nicości
nic nie wiesz o jego zawiłości losu
stworzyłeś mu miejsce dla porywów nieistnienia
spójrz na mnie –
stałeś się zbyt zuchwały
a ja dałem Ci w darze młodość miłości
nienawiści zaczerpniętej z drewnianej skrzyni
gdzie włożyłem uczucie
które chcesz przemieniać
a ja mówię ci –
bądź wreszcie bogiem
który nie uderza w twarz
stwórz świat koronek
z molekuł powietrza w bezruchu
PRZYTULANIE
Przytuleniem sprawiam
że rozbita na maleńkie
kryształki skąpym losem
powracasz z zaświatów
poskładana od nowa
tyś kwiatem kwiatów
I huraganem żyjesz
tak jak właśnie lubię
hormonami buzujesz
pokonując bariery
i jesteś zawsze obok
taki już twój urok
Dziś pod rękę idziemy
wzdłuż dębów solidnych
talizman trzymamy –
czterolistną koniczynę
zasuszoną latem z bzami
na szczęście choć ono
jest cały czas z nami
przytulamy się sercami
Padało tego dnia
Padało tego dnia
Izabella Teresa Kostka
È PIOVUTO QUEL GIORNO
Estese pianure tra le maree
della vita che non sa perdonare,
lunghi corridoi affollati di domande
e risposte che affondano nel vuoto,
mi ricordo le nostre dita
aggrovigliate come fili di ferro,
legami spezzati e affetti a terra
gettati come cocci d’un vaso.
È piovuto quel giorno in Piazza Duomo…
Si è infilata la felicità
tra i piccioni sulle grondaie
è volata via in fretta
col vapore della metropolitana.
•
PADAŁO TEGO DNIA
Rozległe niziny przypływów
życia, co nie potrafi wybaczać,
długie korytarze zatłoczone pytaniami
i odpowiedzi ginące w próżni,
pamiętam nasze palce
splątane jak żelazne druty,
rozerwane więzy i uczucia na ziemi
rzucone jak skorupy wazonu.
Padało tego dnia na Placu Katedralnym…
Wmieszało się szczęście
pomiędzy gołębie na rynnach,
odleciało szybko
wraz z parą uchodzącą z metra.
Izabella Teresa Kostka, 2019
Ku dobru ludzkości
“Ku dobru ludzkości”
Robert A. Dyduła
“Ku dobru ludzkości”
Każdy chce być silniejszy i potężniejszy.
Jednak to nie walką człowiek zwycięża…
lecz uporem i konsekwentnym działaniem…
a walka tylko ubarwia chwile zmęczenia…
nieustanną gonitwą za chwilą wytchnienia…
dążeniem do więcej, lepiej i piękniej…
wmawianiem sobie i innym, innym i sobie
czym prawda jest, a czym kłamstwo
być może
ścieląc drogę karmazynowym całunem
otworzy nam wrota doznań i poznania
a może otworzy umysł rodzący pytania
i nieustanny pościg, wyścig i gonitwa
za chwilą, za czasem
Każdy walczyć może
byle w pokorze i skrytości
Ku dobru ludzkości!!!
DyRo
22 października 2019 r.
Kołobrzeg
Zwiastun pokoju
Na horyzoncie zachodu słońca –
biały gołąb przysiadł i śni
wiatr swym dotykiem pieści mu skrzydła
biel jego piór promieniach słońca lśni
na ten niezwykły dla oczu widok
serce zaczyna coraz mocniej bić
tak by się chciało schwytać je w dłonie
i zatrzymać te chwile choć przez krótki czas
lecz chwile jak ulotne myśli –
wciąż przenikają upływający czas
Trzy Improwizacje
Trzy Improwizacje
Izabella Teresa Kostka
TRZY IMPROWIZACJE
Szepty
to pieszczoty nocy
wilgotne pocałunki
w głębi aksamitnych źrenic,
wchodzisz w mój oddech tchnieniem
i rodzi się jedność
w kolebce wszechświata.
•
Okrywam się ciszą
przed hałasem świata
ciemność zna me grzechy
wybacza,
spowite niebem domy
to konfesjonały
przyklękamy w nich strudzeni
drogą.
•
Prawda
oślepia wyrzuty sumienia
zamknięte w ciemni jak klisze,
prześwietla duszę
promieniami wstydu.
Izabella Teresa Kostka
“Drobiazgi / Briciole” 2019