Archiwum kategorii: Janusz Strugała

Serce na chwilę zastygło

Serce na chwilę zastygło
Janusz Strugała

pędzi z wiatrem zmęczony dzień
za progiem ciszy odcieniem zachodu
niechciane emocje
wypłynęły w morze

wyzłoci się niebo ugodą
pożeglują falami
afekty wybaczania
serce na chwilę zastygło

nadobnym rymowaniem
w labiryncie gestów i nago
zasypiają bratnie dusze
dobytkiem myśli i słów zbawione

nie ma dialogu
z krainą wiecznego szczęścia
rozpamiętywanie ciszą zaklęte
gdzie płynąć na wschód czy zachód

Wybaczam ci słońce

wybaczam ci słońce
Janusz Strugała

gaśnie zachmurzonym wybrzeżem
wyrazem smutku zamyka dzień
niezbadana słońca moc
nie zawsze roznegliżuje się poezją
peryskopem uczuć
podziwem mu przypisanym
nawet mdłe zaloty dla oczu
iluzją błagalną
wybaczam ci słońce
adorujesz spoza chmur
nie kaleczysz
niebo rozkłada ten pasjans
kosmiczną śpiewką
misję nocy osnuło
bez złotych promieni
jawi się przaśne
nie znajdziesz rymu
nie napiszesz wierszem
pogodzisz się i zrozumiesz
sztuką taki zachód
wstrząsem lecz nie katastrofą
anioły cichym chórem śpiewają
nie ma lazuru
finał smutną emocją
zgorzkniały
jutro będzie Rubensa marzeniem

Modlitwa do słońca

Modlitwa do słońca
Janusz Strugała

zdumiewa ten obraz
dalekomorskim zachodem
wernisażu nikt nie pamięta
może bezduszne kamienie

niebo wieszczy schyłek
maluje chmurami
krucjatą do ciemnej nocy
na nic jęki prośby ono wróci

fale bezduszne
znają rytuał dnia i nocy
odbiciem słońca uwodzą
natury dialektem wibrują

możesz zaklinać
paranoją słońce kusić
pójdzie szlakiem zniewolone
nuci cicho złotymi nutami

ciemnym kloszem nocy
zakropli się niebo
żelem przemijania
i plastrem na tętnicę źródła

Czekają poeci rzeźbiarze


Janusz Strugała

soki pną się do góry
wabione słońca refleksami
wieńce pąków zielenią stroją
natura histerycznie broni zimy
mroźną tyradą
pod kulawą już presją
na nic lamenty chmurzenie nieba
odpuść naturo
chcemy łąk zielonych i chleba
drzewa żebrzą o więcej
słońce wibruje niepewnie
wykreuje niebiańskie pejzaże
wie
czekają poeci rzeźbiarze
modlitwą gotują pędzle malarze
poematem metaforami usłanymi
hardo zaklinają niebo

Afektu dary

Afektu dary
Janusz Strugała

usiadłem na krużganku
oazą mi chmury i wiatr
oddycham głęboko
czegoś mi brak
w pamięci wibrują wspomnienia
twoje oczy warte zapomnienia
dłonie balsamem zwilżone
który był żyłą spełnienia
poezją bajeczną słowami w amoku
odkrywałem raju obszary
dotykałem tętnicy pożądania
pulsującej błaganiem
o jeszcze o afektu dary
wiatr okrutnie otrzeźwił rozum
miałaś łzy w oczach
roniły się błogostanem
będę tu siadał codziennie
marzenia mam wołaniem strojone
twym urokiem ubrane

Do zachodu słońca

Do zachodu słońca
Janusz Strugała

Układam pasjans ciszą
karty portretami zdarzeń
iluminacją i wybudzeniem
z kalekiej samotności
kolce zakłamania
kaleczą ciało i duszę
szeleszczą słowa
spowite intrygą
wątkami obłąkania
muzyka nut orgią
tyranem i azylem
kreuje zezowate szczęście
boginią jest i chórem anielskim
zwalnia rytm serca
koi ciszę dźwiękami
budzę się zmywam co nierealne
snami odziane wizje
dotykam gitarę
ufam jej
frazą ubraną w kolory wiosny
podrepczę do zachodu słońca

Bramy niebios

Bramy niebios
Janusz Strugała

Głuchym brzemieniem
podejrzeniami udekorowaną kotarą
orzesz to co bywało zaraniem
zasłaniasz obrazami ślady atrofii
brylantami moich uczuć
sypiesz nienawiści ścieżki
akrylowym kurzem jak toksyną
dekorujesz werbalnie drzwi
do nicości
zostawiasz za sobą
mroczne smugi cierpienia
serce kaleczysz
sycisz się gorzkim smakiem
zemsty
w oddali widzę bramy niebios
strzepuję z siebie ostatnie
klątwy darowane groteską
uraczę się kosmosu energią
podam rękę tym
którzy usłali mi życie
światłem i prawdziwą miłością

Do zachodów słońca

Do zachodów słońca
Janusz Strugała

kosmiczną farbą wyściełane
całunem symfonii barw gaśnie
balladą i slajdem
balsamuje serce tułacza

uporczywe i niegodziwe
dech zapiera lecz gaśnie
zamyka horyzont
odwłokiem żółci i czerwieni

jak skalny obelisk
niepokorną drwiną
zaćmi niebo
zaczerni chmury
czas wracać

magiczny azyl
na tarasie pod niebem
syci oczy słońca wieczerzą
morze wierne w ciemnej toni

ostatnie kwanty światła
usypiają żeglarzy
freskami promienie
zlewają wieczorny ołtarz

Kres

Kres
Janusz Strugała

pod togą smutku
na rubieżach nagich uczuć
wersy rytmem nudy się wiją
uśpione obrzezaną fraszką pokuty
upite nieskończonym jadem

obojętnieję

kreowaniem muzycznych fraz
wyściełam maniakalnie czas
sieję beztytułowe dzieła
wahadłem kwaśnym
dekoruję łzawie
posępne godziny
powieścidło się kończy
pętlę krańca
zaciska

W poczekalni donikąd

W poczekalni donikąd
Janusz Strugała

pod togą smutku
na rubieżach rzeczywistości
snuje się nudą wers za wersem
w rytmie pokutnej pętli
upojony bezwonną ciszą
strugam bezradną nutą
w chomącie łzawej apati
obraz jak pasjans
z kart życia
tętni krwią kruche trwanie
w poczekalni donikąd…

Jak na spowiedzi

Jak na spowiedzi
Janusz Strugała

z wycieraczki przeżyć
strącam nietrafione epizody
pionki dni na szachownicy trwania
żebrzę proszę krupiera opatrzności
o losu wawrzyny
upijam się groteskowo czasem
kunsztownie odliczam ostatnie minuty
tułaczką obuty nutami spowity
ubrany w rytualne szaty
agonię kosmiczną
obwieszczę światu

Skrzydła nieziemskiego anioła

Skrzydła nieziemskiego anioła
Janusz Strugała

zuchwałym planem
intencją frywolnej myśli
przypiąłem ci skrzydła
wyobraźni obłąkaniem

ostentacyjnie kreatywnie
ujarzmiłaś niebo i fale
jak modliszka kosztowałaś
iluzji mistyczne portale

pierzchnęły mewy
i chmur mgławice
fregatą pirackich doznań
popłynęłaś jak morski włóczęga
w rejs bez celu z afektu sternikiem

ja zostałem na rafie zdumiony
z bezskrzydłą metaforą
z pędzlem umaczanym
w tęsknocie za tobą

Słotna jesień

Słotna jesień
Janusz Strugała

Kłaniasz się mżystym porankom
rozczyniasz farby agonią lata
pędzel w dłoni dręczony niechciany
perlistym deszczem
uwięziona inwencja i wena
wyobraźnia poety zdławiona

gasną drzewa gubią liści wieńce
łysieją pola i polany
snem Morfeusza
srebrem śniegu
spowite do wiosny

zaczekaj malarko pędzla powierniczko
zaczekaj poeto luminarzu słowa
słońcem wyzłoci park i pastwisko
usłużna natura
niebywałe widoki wam jeszcze spłodzi

Dla niepokornych

Dla niepokornych
Janusz Strugała

niezwyciężone morze
wykarmisz falami wygłodzone
ospałe brzegi
roztopisz chciwym gestem
wydmy obojętności
mądrością wody
jak drzeworytem
jak radosną stułą
otoczysz niepokornych
batutą drwiny
pokonasz grawitacji trwogę
matowiejące niebo
odbarwia się jak mistyczne berło
tylko w zaułkach butnej ułudy
nasycisz głód opatrzności
klęczałem długo
błogosławiłem obłoki
i księżyc pełnią wybudzony

Chwilo

chwilo
odurzyłaś zmysły
grasz falami
teatrem wrażeń

chwilo
krótka pocieszycielko
zwalniasz oddech
serce bije szybciej

zostawisz mnie
z pamięci znikniesz
nie wrócisz
nie zabiorę cię tam…

ciemne niebo
chmury jak paciorki
rozmiłowanych
zapomnianych namiętności

odchodzę
słońce zaszło
zostawiło samotność i smutek

wrócę tu jutro
zanurzę się w niebie
zaprzyjaźnię z wodą
chwilo
znów spotkam ciebie

Światłocienie

Światłocienie
Janusz Strugała

noc ociekała gwiazdami
kosmicznym absolutem
upojony wyrafinowaną tajemnicą
zastygłem pod płaszczem nieba

nie było światłocieni
syty innością
zahipnotyzowany szmerem fal
torturowałem duszę kolcami misterium

pytania jak modły
nieskończonym strachem
empatycznym bielmem
marszczyły brwi irracjonalną trwogą

noc karmiła gwiazdami
fabułą nieskończonych dylematów
gdzie jestem…
kiedy skończy się boski scenariusz

zostały myśli

zostały myśli
Janusz Strugała

słowa są jak krople wody
na pustyni
tkane nicią jałową
może zachwycą
albo żałośnie porażą
ojcowską tęsknotą
zdołują
bytu żałosną nicością
ukołyszą

zerwał się wiatr
pozrywał szkaradne
zostały myśli
pozornie daremne
żałosne
to jest szept kości i krwi
nie zmieni tego nikt

Dziękuję ci Panie

Dziękuję ci Panie
Janusz Strugała

za obrazy z dzieciństwa
mateczki skrzydła
za jej zatroskanie
sen spokojny
i słowa modlitwy
dziękuję ci Panie

za szkolne spory
wiedzę bez miary
wybryki z siostrą
i psoty z bratem
za radosne przemijanie
dziękuję ci Panie

za miłości uniesienia
rączki dzieci umiłowane
porywy serca uczuciami targane
tęsknotę bezdomną
za wolę przetrwania
dziękuję ci Panie

za strun dźwięki
akordów rozmiłowanie
melodie wyśpiewane
talentów obfitość
za strofy epickie żale
dziękuję ci Panie

przed miłością fałszywą
pogardą nienawistną
zazdrością ohydną
spływającą z palet
przed oszczerstwem
proszę chroń mnie Panie