Archiwum kategorii: Janusz Strugała

malowałaś strofami

malowałaś strofami
Janusz Strugała

odwieczne pytanie
o sens życia
jest jak codzienny zachód
szyszynka już nie podpowie

ksztyny przyjaźni
wybuchy miłości
gasną i płoną
kurczą się serca biciem

prawdziwi przyjaciele
nigdy nia zawodzą
są jak opoka
jak powrót z dalekomorskiej podróży

chmur odwilżą
zamyka się zwierciadło dnia
malowałaś strofami
słowa na noc pokrzepią

Myśli jak szkwał ulotne

Myśli jak szkwał ulotne
Janusz Strugała

kamienieją tonalne frazy
nuty krucjatą pną się do nieba

niezatapialne tylko chwilowe myśli
są jak szkwał ulotne
spłyną energii kwantami
gdzieś za boski horyzont

chowam tylko błogie klejnoty
gdzieś do kabury bezbronnej poezji
nie jestem wieszczem ni artystą
lecz bezczynność nie jest mi bratem

garściami odrzucam awersji słowa
otwieram wnętrza krainy
zostań ze mną choć na skromną ucztę
zbliżymy umysły ogrzejemy dłonie

Żalić się nie ma komu

Żalić się nie ma komu
Janusz Strugała

w matni życia teatrze
freskami epizodów
próbujemy wyzuć
istotę trwania
logikę postrzegania
nim wątpliwości
w proch się obrócą

czym jest nieskończoność
niepojęta i obwarowana
czym jest świadomość
miłość pożądanie dzieci chowanie
w kosmicznym wymiarze niczym
jak błysków migotanie

utrwalamy istnienie
dobieramy słowa
nie rzucimy ich
na urodzajną glebę
tylko w pamięć krótkotrwałą

bezradni w mroku uniwersum
upajamy się chwilą
przytulamy do siebie
żalić się nie ma komu
może odkryjemy sens w niebie

poecie brakuje słów

poecie brakuje słów
Janusz Strugała

rzeźbiarz nie ma dłuta
malarz nie ma pędzla
poecie brakuje słów

nie wygramy z naturą
pozostaje nam
przecierać oczy

promienie jak baletnice
w powiewnej sukience
wiodą kochanków do alkierza

fale jak ocean nucą
gotowe gasić głód pożądania
adrenalina płonie

zanurz stopy tętnice ucichną
zachód wyklaruje apetyt
błogi sen zaczeka

wyśniony czarem nieba

wyśniony czarem nieba
Janusz Strugała

wyśniony czarem nieba
zwiastun spokojnej nocy

w toni wody giną utrapienia
chmury plotą warkocze iluzji

otwieram oczy szeroko
zamyślenia bezprzytomnie sycą

szmerem fal błogosławi się noc
dogmaty wiary zaćmą się koją

szeptem proszę niebo o pokorę
batutą żalu jak dyrygent w transie

w głowie cisza jak przed burzą
myśli zwabione premierą niebios

ptaki jak szalone kołyszą skrzydłami
orkiestra zachodu składa instrumenty

na zawsze smak malowidła
w pamięci zostanie

Sny niedokończone

Sny niedokończone
Janusz Strugała

nietknięty i pominięty
zaniebieszczony

wydźwiękiem wieczoru
emocjami kreowany

ten zachód śpiewa molowo
chwilami afirmuje słońce

brzaskiem świtu wykołysze
sny niedokończone

światłocieniem orze niebo
obmywa morskie odbicia

paradnie tańczy chmurami
pchanymi zefiru porywami

zwiastuje noc gorącą
duchem bezmiaru nastraja

usiadłem na piasku urzeczony
wkrótce zmrok otoczy wszystko

U źródła sentymentu

U źródła sentymentu
Janusz Strugała

majętne to niebo inaczej
grawitacji posłuszne
tożsame z kosmosem
kołysze na falach smutne kredo
nie okaleczy oczu ni duszy
złoceniem się pyszy
buzuje w pamięci obraz namiętny
twe oczy miłością parzące
twe ręce gorące rozmiłowaniem
słowa węzłami uczuć spowite
żarliwie szeptane

zaczekam na ciebie
bezszelestnym sekretem
u źródła sentymentu
spowiję ciało
kroplami afektu zwilżę
palcami nagości wypieszczę
utonę z szalonym dreszczem

tam za linią wody

tam za linią wody
Janusz Strugała

karawanem milczenia
struży się udręka
los oprawca
pozbawił mnie zauroczenia

tam za linią wody
wahaniem medytuje
bez frywolnej radości
udręczone serce

jak się wyzwolić
jak zasłonić gorące obrazy
gorzkie chmur warkocze
odbite w morzu

gaśnie wiara
usycha nadzieja
na nic słodu promienie
fatum skrzydła rozściela

wyznałem ci miłość

wyznałem ci miłość
Janusz Strugała

zmywam intymnie
w myślach zawstydzonych
ślady niecnotliwych
uniesień
odkrywałem diamentami
słane kwieciste krainy
rzęsami muskałem
nieziemskie ciała twego łany
strasznie stęskniony
pod speszonymi gwiazdami
w wyobraźni rozpalonej
dotykam cię palcami
byłaś mego serca biciem
z dreszczem jak wrzątek
wyznałem ci miłość

przebłysk istoty istnienia

przebłysk istoty istnienia
Janusz Strugała

gdzieś tam za progiem
zanucę tę melodię
kiedy moja dusza
zawinie do portu
to co widzę jest lęku
poniechaniem
bezwolnie niechętnie
w zawiesinie nocy
oddam się dziwnej misji
symfonią zdarzeń
magmą niedokończonych uczuć
adoracją kosmosu
i niezrozumiałej nieskończoności
poznam energię sensu
wypiję kielich dobrej fortuny
pozbieram metafory
i podziękuję ci słońce
za ten przebłysk istoty istnienia

Rzucamy kotwicę naiwności

Rzucamy kotwicę naiwności
Janusz Strugała

woda pancerzem i żywiołem
chroni i dusi marzenia
słońce zawsze enigmą
jak tlen w płucach
warunkiem przeżycia

wpatrzeni w tę kulę
rzucamy kotwicę naiwności
morze jak uroczysko tajemne
nie znosi kłótni i sporów
po swojemu skremuje
nieposłusznych żeglarzy

reguły są jasne czytelne
nie nazywaj mnie bestią marynarzu
słońce jak melpomena
raduje twe oczy

Bóg ci zapłać mamo

Bóg ci zapłać mamo
Janusz Strugała

to morze i słońce
jest jak świadectwo nieskończoności
wiem że duchem jesteś z nami mamo
doświadczyłem tego że energia nie ginie

to tylko słowa i wirtualna pamięć
ja siostra i brat
moglibyśmy wylać tyle łez
ile kropli gna po morzu wiatr

brat zapalił znicz
wiemy że poczujesz jego blask
żeglujemy dalej
dbaj o nasze słońce mamo

niech to będzie hołd
dla twej matczynej miłości
twe oczy na zawsze pacierzem zajęte
uczyłaś nas modlitwy Bóg ci zapłać mamo

Mamo…

Mamo…
Janusz Strugała

zostawiłaś nas mamo
wyczerpana chorobą
ścieżką do nieba
ufnie odeszłaś
tchnieniem ostatnim

przędzą godzin i dni
tęsknotą bez miary
pleciemy życia prozę
czując serca dylematy

uszy nie usłyszą głosu
zniknęło ciepło twych oczu
byłaś nam wyrocznią
mamą z dziećmi bez taty

nie nazywamy tego bólem
ni cierpieniem
te słowa nic nie znaczą
nie może być inaczej
ty wciąż
jesteś z nami mamo

rozgwieżdżonej czeka modlitwy

rozgwieżdżonej czeka modlitwy
Janusz Strugała

ciemną zawiesiną chmur żaluzją
łzawo ociekło majowe niebo
pełzaniem cieni się mieni
zwątpieniem i bezsilnym spojrzeniem

nie budzi w sercu nadziei
uparcie fałduje morze
doraźnie błyskiem światła
jak malarz doda półcieni

to jak strefa ciszy
rozgwieżdżonej czeka modlitwy
spektaklem adrenaliny
kołtuni chmury wiatru chłostą

tuła się słońce
za tłem płaczliwym i zgrzebnym
nocną nicością
dojrzewa do świtu

gaszeniem dnia zniewala

gaszeniem dnia zniewala
Janusz Strugała

wersy duszą słane
po bezchmurnym niebie
czekają na finał
może porwą ciebie

strzępy słów
pejzażem zniewolone
oddychają pełną piersią
scenerią zauroczone

bratają się z wodą
jakby trunkiem
jasnością zniewolone
żywioł paradnie gaśnie za kurtyną

objawienia natury
atoniczną paletą
nie rozczaruje gawiedzi
gaszeniem dnia zniewala

bezwolna cisza

bezwolna cisza
Janusz Strugała

spękane myśli niepewnie żeglują
po wieczoru horyzoncie
niemuzyczną symfonią bratają się
z morską tonią

to nie iluzja
to arena grawitacji uczuć
boskością iluminacji kuszona
ginącym słońcem ubrana

daremne błagania
spowiedź trwogą barwiona
kraterami ziemskich wulkanów
urzeczenia odpłyną do świtu

morze też bezradne szumi
odbija całuny gasnącej poświaty
pisana nam nocy bezwolna cisza
tylko czas wciąż bezduszny

bądź mi zorzą

bądź mi zorzą
Janusz Strugała

bądź mi zorzą
bądź mi łuną na samotności
ugorach
ozdobisz jałowe godziny
wypełnione goryczy magmą
intymnym szeptem
rozpłomienisz żądze
jedwabiem doznań
kobiecą aurą otoczysz
bądź tancerką na skrawku
upojenia
wahadło czasu płatkami dni
zatrzyma czas na ołtarzu wzruszeń
półnagie nuty zagrają tajemniczo
urojone akty zakotwiczą się
idyllicznie obyczajom niechętne

nie stworzę nigdy takiego piękna

nie stworzę nigdy takiego piękna
Janusz Strugała

stałem zauroczony
to jak wodospad światła
ubogie niebo zagrało jak wirtuoz
cichą rozłąką z rzeczywistością
wyścigiem chmur żywiołowym
pod kosmosu baldachimem
przecierałem oczy
próbowałem zrozumieć
wyłudzić od matki Ziemi
do zenitu drogę
farbami wyobraźni
jej nie upiększyłem
wizją upojną jak makijażem
zapisałem ten pejzaż
zostanie w pamięci
kunsztem nieba rejestrowany
wstydliwie szeptałem
nie stworzę nigdy takiego piękna

Półszeptem do wiosennych kwiatów

Półszeptem do wiosennych kwiatów
Janusz Strugała

obmyte liście
teatrem wiosny
uwodzi bogactwem zieleni
jak serwetka pod to co nowe
drażni zmysły
rajską sonatą
nie chce poklasku
prosi poetę choćby o dreszcz

skroploną czerwienią
intencją tajemną
wabi oczy
gubi nasiona
zniewolone naturą
zaskakuje karmą barw
żebrze o zachwyt
potem płatki zgubi

chciałem ci kwiaty darować
żółte
zawinięte w zwitki ciszy
chciałem zachwycić błogością
szatą wiosennej fortuny
powiedz proszę
czy działa zaklęcie
nim uwiecznię je na płótnie