Archiwum kategorii: Zygmunt Jan Prusiński

Wiersze z białego snu

Wiersze z białego snu
Zygmunt Jan Prusiński

Mocując się z życiem
chcę zostawić
w miejscach specjalnie ukrytych
wiersze z białego snu.

Okoliczności sprzyjają
kędy zauważalna jest czułość
choćby kobietę napotkaną
w jarzębinach.

Ubrana była w czerni
blisko pięć lat jest wdową
przykuta jakby wspomnieniami –
podobno jej mąż Staszek był
dobrym człowiekiem.

Mógłbym zaśpiewać hymn o miłości
co się zaczyna i gdzieś się kończy
jak w moich książkach jest aprobatą.

Z palety do stóp kobiety

Z palety do stóp kobiety
Zygmunt Jan Prusiński

Rozsądnie by było przeżyć
ciemność nad rzeką miłości,
i w niej poszukać twoich rąk
złagodzić obyczaje pod wierzbą.

Poniekąd upływa czas samotnych
dalej nie widzimy nawet za dnia,
więc lepsza jest ciemność
wygodna eskapada kolorów.

Maluję kobietę którą znam
zbieram z niej smak owoców,
obieram jakby jabłko dziewicze
na kilka sposobów by przeżyć.

Spędzam na trawach spokój
zbyt był kąśliwy w obsadzie
niemych i niemej dolegliwości –

teraz tańczę bolero z Margot.

Usypiamy też wiry w rzece
odległość idealna do wierzby
by złożyć hołd skrzypcom

– zostań moją wiolonczelą!

Za pewnym zakrętem w letniej sukience

Za pewnym zakrętem w letniej sukience
Zygmunt Jan Prusiński

Motto: “To nie tylko
zgubione włosy.
Opuszczone miejsce
często boli”.
– Miron Białoszewski –

Jesteś wtajemniczona.
Ocukrowana moimi słowami
rośniesz dla mnie jak morwa.

Stabilizuję uczucia.
Układam je dotykiem drzew
by miały moc na wietrze.

Wczoraj ranne zaklinanie.
Źle były ułożone instrumenty
a kurz swoisty przylepiec…

Ale wiesz jaki jestem.
Pokrzyczę na wrony
i dalej wierzby kocham!

Porąbana ideologia czystości

Porąbana ideologia czystości
Zygmunt Jan Prusiński

Pamiętaj drobny człowieku,
choćbyś chciał zrozumieć
to nie zrozumiesz.

Choćbyś chciał mówić
to nikt cię nie wysłucha.

Samoczynnie rodzi się
zgłoska i samogłoska,
w napadzie ze śliną w ustach.

Nie bądź przeszły,
patrz jak krowy na pastwisku –
w przyszłość…

Niedługo zmierzch
nie tylko bogów,
ale i piękna w poezji!

Walka potocznego człowieka

Walka potocznego człowieka
Zygmunt Jan Prusiński

Andrzejowi Bursie

Nie słuchaj sokolików, prędzej szpaków,
bo szlacheckie szaty z ciebie zdjęto.

Nie uskarżaj się na kolor rdzy,
sposób na krzyk zostaw w skale.

Obrośnięci jałmużną, zarośnięci w trawach,
wysypują z ust swoich końskie muchy.

Nie staraj się niczego zrozumieć,
pleśń rozkrada terytorium władzy.

Zapłakany trzmiel

Zapłakany trzmiel
Zygmunt Jan Prusiński

 

Podobno był poetą
nocnym
lubił pobyt wśród ulicznych lamp
stroił ten czas
szanował ten czas
by noc przysiadła z nim
na spaniu w dzień.

W okolicach był znany
z wigoru i temperamentu
ach ten wędrowny trzmiel
tu i tam i nad moim domem
odpoczywał na dębie.

Trzmiel – poeta
czasem zapłakał
nad wierszem
pisanym do nikogo.

Za Chrystusem do Chrystusa

Za Chrystusem do Chrystusa
Zygmunt Jan Prusiński

 

By dotknąć – musisz przejść
przez zielony las,
przez upojoną letnią ciemność.

Przy świetle prastarej paproci
musisz podążać drogą,
którą on szedł.

Obrzeżoną koroną trucizn i cierni
pod skulonymi kwiatami,
co spadają na kamienie…

By dotrzeć – musisz przejść
przez dolinę wśród kolumn
wykutych w milczeniu.

Pod zawieszonym obłokiem
niemych ptaków,
dotrzeć do sadzawki uroczej.

By iść drogą którą on szedł,
gdzie diabelska pokrzywa –
jak kapłan czeka z biczami
i gorączką:
musisz przejść przez życie
tylko tą drogą,
którą on szedł.

Zielona dorożka

Zielona dorożka
Zygmunt Jan Prusiński

Wobec rannych chmur i wiatru
pójdziemy na te piaskowe wzgórza,
rozliczymy kolory dzisiaj zauważone
taki wewnętrzny remanent z przyrodą.

Skąd u mnie tyle wiary – kos a może
to czyżyk obserwuje nasze ręce,
one są razem jakby związane
przez nich płynie niebieska miłość.

To rzeka bezpieczna w nas płynie
kochamy się co kilka kilometrów,
brzegami słów całujesz moje usta
jakbyś chciała nadrobić czas.

I jest w tym urocza różowa bajka
wtulasz się z akacjowym uśmiechem,
kokietujesz jak sarenka w zaroślach
a ja jelonek ze szczęścia skaczę…

W nagrodę zamówię zieloną dorożkę –
poeta Gałczyński nas podwiezie…

Złamane pióro poety

Złamane pióro poety
Zygmunt Jan Prusiński

Motto: Wiem Janie Lechoniu,
że kochałeś Polskę prawdziwie.

Swoim lotem zapomniałeś zabrać pióro;
nie było ciężkie, pióro poety nie jest ciężkie,
ciężkie są słowa.

Zadbałeś jednak o uczucia
nazwać w swoich wierszach po imieniu,
czym jest Polska i Warszawa dla ciebie.

Ten miękki piasek pod stopami
i sosnowe modlitwy pochylone nad starcem,
który na Powiślu myśli swe puszcza na Wisłę.

Zwykłe zaklęcia z liści…,
dziecko się skrada,
by upiększyć nimi swój zeszyt do polskiego.

Emigrancie z lotu ptaka,
czemu spadłeś na bruk w Nowym Jorku?
Tego odruchu nie mogę ci wybaczyć…

Po tobie zostało
złamane pióro poety.

ROZMOWA Z POLONISTKĄ ZE SŁUPSKA

ROZMOWA Z POLONISTKĄ ZE SŁUPSKA
Zygmunt Jan Prusiński

Wiersz z książki „Życie z duchami”
List do Józefa Mackiewicza wierszem

Ta moja znajoma, emerytowana polonistka
przyznała się jak przy spowiedzi, że cię nie zna.
Tylko słyszała – to tak jak usłyszeć nieznany dźwięk
w środku nocy; noc ma swoje tajemnicze zaklęcia.

Próbowałem jej wytłumaczyć; szkli się pamięć
jak łza spływająca po lustrze – motyle też płaczą,
i kamienie osamotnione płaczą, wystarczy przytulić
serce, owinąć się wokół ciepła, przywołać imiona.

– Jak mogła nauczycielka uczyć, wszak literatura
nie jest wyjątkiem., ogarnięty bezwład, a liście
jak dzieci pobiegły poza obręb widoku, tańczą
wedle haseł swój ślad, wiedza jest sucha; milcząca.

– Czy mam manifestować, wybrać zdrowe wykrzykniki,
maszerować środkiem ulicy, w imieniu pisarza
Józefa Mackiewicza szarpać się z wrogami
o szacunek wyrzeźbiony twoją ręką na papierze?

Zdolność reagowania, bo inteligencja poturlała się
ze wstydu, że jako naród tak mało pamiętamy – lub
szybko zapominamy; wystarczą nam ogony świńskie,
grzbiety kurze, biały salceson i ta ślepa szarmanckość?

Kochany pisarzu, lud jest chory, totalny bezwład,
totalna porażka w każdym szarym kącie – wyją pieśni
ze wschodu, ogrody zaniedbane, krzywe, smutne
na każdy następny dzień i nocy przeżycia zamkniętej,

tych zapisanych stron –
z których tysiące gołębi wyfrunęło…!

TAŃCZĄ KOMARY WEDLE HASEŁ SWÓJ CZAS

TAŃCZĄ KOMARY WEDLE HASEŁ SWÓJ CZAS
Zygmunt Jan Prusiński

Wiersz z książki „Życie z duchami”
Halinie Mackiewicz – córce pisarza

Pisarzowi nie sposób zaprzeczyć…
Ściemnia się Józefie, ściemnia się i ściana,
na którą patrzę przed zaśnięciem.

W kraju o głębokiej bliźnie która się nie zgoi,
gram na gitarze ciche melodie –
może to są i protest songi
– czasem zaśpiewam te słowa które pamiętam.

Pamiętam mój recital na “Wiośnie Orkiestr”,
śpiewałem w szczecińskiej Kaskadzie:
“Po co urodziłem się”? –
Dlaczego Józefie wciąż błądzimy,
i po drodze pytamy o szczęśliwy kraj?

Ty gdzieś znalazłeś miejsce, budzą się strony
twoich książek, szeleści w nich i świerszcz i konik polny,
a porozrzucane kwiaty na tej dalekiej łące
imię twoje wypowiadają – dlaczego, dlaczego?

ĆWIERĆ WIEKU MINĘŁO OD TWOJEJ ŚMIERCI. Wiersz z książki „Życie z duchami”

Wiersz z książki „Życie z duchami”
Zygmunt Jan Prusiński

(31 Stycznia 1985 roku na emigracji w Monachium
zmarł jeden z największych polskich pisarzy Józef Mackiewicz)

 

ĆWIERĆ WIEKU MINĘŁO OD TWOJEJ ŚMIERCI

Pamięci Józefa Mackiewicza

Józefie, dawno poszedłeś tam…
Nie zdążyłeś pożegnać się z nocnym motylem,
róż też nie zerwałeś za miastem.

Monachium zaśnieżone – nie pamięta już,
że mieszkał tu pisarz polski.
Ostatni bojownik o flagę z orłem białym.

Spopielałe myśli – dręczę się o sprawiedliwość
dla pisarzy i poetów; czy umieją walczyć
o pamięć stron zapisanych?

Sterczy w słońcu krzyż z cienia,
dzieci zjeżdżają sankami w dół –
jakby na nich czekał dobry anioł.

– A kto na ciebie czeka, gdybyś chciał powrócić
z tej niewidzialnej drogi – wszak można powrócić…?

Wiersze z książki “Kamienna pokuta”

Zygmunt Jan Prusiński

ROMAN ŚLIWONIK

Taki byłeś zaangażowany
pisałeś ołówkiem wiersze nocą
by zdążyć do świtu –
Bóg czekał i Beata czekała
a ty wybiegłeś z poetyckimi bluesami.

Po co ten pośpiech – takie są ważne
w przyrodzie ważek miłość nad rzeką
chodź tam Romku i flaszeczkę weź –
nie jest ciężka i ogórki weź
posiedzimy nad wodą – ona taka
zalotna ta rzeka jak panna na wydaniu.

Pośpiewamy te twoje bluesy do Beaty –
zakochałeś się w niej czy krótki romans
pamiętam okładkę książki – saksofon
i te pędzące wiersze do nieba
może przystaniemy poeto
drzewa takie niespokojne…

Zgasimy białe światło nocą
jutro też jest dzień – opowiesz mi
o powrotach do pustego domu.

 

LATAWCE NAD MIASTEM

Motto: “powiem ci o mojej miłości
która będzie świecić za nami jak łuna dalekich ognisk”
– Roman Śliwonik

Tamtędy przejdę
gdzie drogi pachną piaskiem
a konna kawaleria
na rysunkach została
i w wierszach poetów.

Kobiety mijam roztargnione –
kobieta ma więcej myśli od mężczyzny
ten codzienny urok
i dla ptaków i dla krzewów
wystających za parkanem
zamkniętych ludzi.

Chce się dotknąć miłość
a w zamian mgła nuci
a deszcz i tak przyjdzie bez pukania
majestatyczna bezwolna cisza
otwiera oczy kochanka
który głaszcze liście wciąż niepewny.

Niech zostaną struny na drzewach
niech zakołysze wiatr
cudowny odblask w lusterkach
że przed chwilą była ona
i znikła z niedokończonym słowem

podobną drogą co piaskiem pachnie…

 

JUŻ PO ŚMIERCI…

Pamięci Romana Śliwonika

I zobacz Romku, czy my nie mówiliśmy
tak ładnie o śmierci?

Rozgrzewała nas wódka w środku,
a my wciąż na szczyty górskie bez skrzydeł…

Krzyczałeś do mnie
aż ci okulary ciemne spadły
i zbiły się szkła o jeden kamień za dużo.

(Uważaj Zygmunt nie skalecz się,
poezja jest zawsze bolesna)!

O co ci chodzi w tych wierszach
przecież one nie pachną jaśminem –
tłoczą się nieporadne
trochę mnie denerwujesz Romanie.

Kto tobie kazał pisać
kto mnie kazał pisać,
za życia poeta jak szyszka na jodle wisi.

Pędzimy w to gardło ciemności do końca,
że jeszcze jeden dzień przeskoczymy
przez taką małą kałużę na ulicy.

– Zadałeś mi ból Poeto – zadałeś…

 

DOSZLIŚMY DO WYRWY…

Motto: „Kiedyś
któregoś dnia ogołoconego z liści i blasku
dnia jak wieża”
– Roman Śliwonik

Nie znasz to co ja mam
kobietę w łuskach tajemnic
jest pachnąca jak pachnie książka
świeżo wydana w oficynie.

I jest w niej głos szklisty
rozdźwięki układają przyszłość
choćby jutro zapukać
dowiedzieć się jaka pogoda jest w ogródku…

Poeto z ubiegłego wieku
śpisz od dawna w swoim ulubionym wierszu
a ja ci przypominam
warszawskie flaki u Flisa na Marszałkowskiej
i dwie połówki wypite.

Ursynów bez ciebie
tuli się do pojedynczych drzew
pisałeś o nich z okna bloku
że tylko w drzewa Boga wierzysz.

Doszliśmy do wyrwy Romanie –
stanęliśmy by wyostrzyć wzrok
jak to czyni księżyc nocą.

Śpij na wieczność twoją
tam gdzie dęby się kołyszą.

 

PROWADZIMY MYŚLI DALEJ

Motto: „szarpiemy się krótkimi oddechami
żeby powrócił upał pierwszej nocy”
– Roman Śliwonik

Twoje noce minęły w ostatnim wierszu
szarpałeś struny pajęczyny by tonację utrzymać
spadziste nierówności zaplątane w liściach
oplatasz wspomnienia to co już było.

Siedzieliśmy przy stole z Janem Himilsbachem
słuchaliśmy jego opowieści – wódka nalana.

– Czy wiesz że Himilsbach był milicjantem?
Jego kumpel o nazwisku Kogut jeszcze żyje
obydwaj zamknęli na Woli mojego znajomego.

Piliśmy za polską literaturę i za twoją książkę
„Bluesy dla Beaty” – pamiętam jak powstawała…

Noce szeleszczą u wrót miasta
ciebie już nie ma by z tobą pogadać.