Archiwum kategorii: Jarosław Pasztuła

z wiatrem

z wiatrem
Jarosław Pasztuła

rozkołysane kołysał wiatr
wspomnienia tęsknoty
liście na drzewach

śpiew taniec fajne ukojenie
taniec pierwszy krok
rozpuść włosy
puść wodze fantazji
w wyobraźni miłość
idą słowa baśnie

krew co wrze wodą na ogniu
naokoło biec
ujrzeć światło i uśmiech

dlaczego tak jest wiele miejsc
wszystkich nie odwiedzę

zadzwoń proszę
będę daleko przysypany wspomnieniami
jak drzewo pod śniegiem jak ptak na drzewie
na ustach wszystkich stać się legendą

z ustami pełnymi miłości

z ustami pełnymi miłości
Jarosław Pasztuła

jasnoniebieskie oczy
tęczowe widnokręgi
w próżni zadłużeni
rude warkocze w pas

zauroczony

podziw nad pięknem urody
wychodzi syrena z wody

kupuję biel muszelkowego uśmiechu

zawstydzony

zamarła na mokrym
nagim kamieniu Salamandra
żółta w czarne kropki albo nie

talentem wdziękiem uwodzisz
zaczarowany wymiękam
słyszałem głos
spójrz prawdzie w oczy
nie unoś nosa

zanurzony w oceanie kochania

wyczuwalna magia nocnych Marków
sięgam gdzie nikt nie sięgał
głębia kolorów i zapachu
osiągam własne apogeum

jedwab skóry
dym kadzidełka ślizga się po łyżwie
ściany jasne zasłony bordo

mocno ściskam promień słońca
neutrino moja błądzę za tobą

na zdartej płycie T.Love
uniesienia smaku
na ustach szminka L`Oréal

dwa światy

dwa światy
Jarosław Pasztuła

rano
zawiozę jej zupy
jak zwykle zapyta
jesteś

– odpowiem jestem

od kilkunastu lat
jak pomost łączący
jaskrawy rytm ulicy
z ciszą codziennej krzątaniny

niewiele zostało już słów
choć cóż znaczy wiele

wracam z nią w przeszłość
w jej czas
wspomnienia

jutro
może przypomni sobie
coś nowego

pragnę zapomnieć

pragnę zapomnieć
Jarosław Pasztuła

nie pojmuję drogi która skręca
świat ze mną mija się na zakręcie

wiem tak niewiele niewiele mnie nauczono
niewiele pamiętam bo nie chcę pamiętać

bo jeśli kłamstwa są prawdą to czym jest prawda
gdzie szukać jej by nie obrazić Boga

dni mijają się z cieniem nocy
ja też mam swój cień gdy słońce nade mną

jesienne nudzenie

jesienne nudzenie
Jarosław Pasztuła

jesienią samotność
nabiera kształtów

kolorami zaślepione oczy
kolorowe tęcze
niebo płonie nadzieją

babie lato płynie po oceanie lasu
rysuję horyzont baśni

kilka drzew dajmy im usnąć
cicho zbieram brąz kasztanów
odzieram z kory brzozy

rozpalam ogień serc
by upiec mądre zdania

liści szum pod stopami
nadziewa uszy spokojem
jeszcze kilka kroków do domu

jesienne bajanie

jesienne bajanie
Jarosław Pasztuła

liście opadające na ziemię
kolorowe sny dziecka

barwy światła rozszczepione
obraz niezatarty
fotografii w pamięci

nitki babiego lata
małe pająki
odlatujące z drzew
na skrzydłach ptaków

muchomory
skryte pod ciężarem liści
okryte suchą trawą
suchą jak zmarszczki
na dłoniach starca

mimo niepogody upływu lat
nie zgubimy do siebie drogi

wiersz prosto z ogniska

wiersz prosto z ogniska
Jarosław Pasztuła

w jesiennym ognisku gasło wszystko
ziemniaki zjedzone w żarze kartoflisko
zapadam w zamyślenie było fajnie

śpiew żółte liście wyblakłe trawy
poorane ścierniska poplon kwitnie
zaorane i to co minęło
przed nami droga w nieznane sytuacje

emocje są powiązane na dwoje
patrzysz mi w oczy wysyłam pocałunek głęboki
na polach twoje włosy zmieszane z babim po lecie
biegniemy w zapomnienie
teraźniejsze sprawy ważniejsze

przemijamy
w przestrzeni kosmosu
pędzeni losem
w strony przeznaczenia
jesień zapada w sen przy ognisku

zamknięty

zamknięty
Jarosław Pasztuła

zamknięty wątek
w pomieszczeniu ze szkła
zanurzony w mydlanej bańce
z myślą w niewoli własnego ja
uwolnij się od siebie
jak bociany opuść gniazdo

gdy tak nadejdzie jesień
nie patrz na spadające żółte liście
zrywają z kalendarza kartki mija dzień
machając przed nosem tlącym papierosem

starego miasta mury miejskie są szare
nocą gdy śpisz lubię spacerować do świtu
nie kłam kochanie że będzie dobrze

smutne liście

smutne liście
Jarosław Pasztuła

na drzewach bez liści które pieścił wiatr
za oknem szaro deszcz okulary szklane
w sercu żal ściska zimne dłonie
na stole z miodem herbata wystygła

wypiję potem ze smakiem słodkości
to wszystko co mam na dzisiejszy
poranek skąpany w tajemnicy mgieł
chodzę po pokoju obcy niż zwykle

nadchodzą noce i dnie smutne jak sen
na jawie nie jest dobrze wbijają szpilki
ci z telewizora pompują nienawiść
serce nie trawi zła dość nieprawdziwych prawd

smutne liście opadły porwał wiatr
spojrzenia lata pięknych chwil
teraz uspokajam siebie spaceruję
alejami parku alejami opadłych liści

obiecuję jesień

obiecuję jesień
Jarosław Pasztuła

przepraszam nie dzwonię
jesień szumi w uszach

wybieram się na spotkanie
lecz nie spotykam ciebie

młodzieńczy popęd i strach
przed niezapomnianym

trzyma przy wspomnieniach
z drzew spadają żółte liście

zapisać ostatnie słowo
nim zatrze je zima

ta myśl mnie zabija (blues dnia)

ta myśl mnie zabija (blues dnia)
Jarosław Pasztuła

usiadłem na progu
czuję że czegoś mi brakuje
choć wspomnienia bogate
wyczekuję na coś lub kogoś

jesteś przy mnie moja droga
jesteś słońcem ptakiem wolnym
wskazówka na chłodne ponure
myśli gdy błądzą za oknem

nie umiem zrozumieć
czekam za dnia czekam nocą
myśleć o tym nie przestaję
jesteś moim rajem gdy piekło nastaje
a człowiek modli się w czasie pokory

jesteś przy mnie moja droga
jesteś słońcem ptakiem wolnym
wskazówka na chłodne ponure
myśli gdy błądzą za oknem

uciekam świtem by wrócić gdy późno
może za wcześnie by
żegnać się ze światem jak z bratem
może warto odwiedzić ojca za parkanem
spytać co u niego
cicho w modlitwie zapleść kilka słów

jesteś przy mnie moja droga
jesteś słońcem ptakiem wolnym
wskazówka na chłodne ponure
myśli gdy błądzą za oknem

na stopach liczę odciski

na stopach liczę odciski
Jarosław Pasztuła

połączeni cienką linią
przechodzimy poziom dalej

w świecie artystycznego mroku

surrealistyczne fantastyczne
obrazy słowa w rzeźbione życie

uciekam drogą szeroką
twarda zbita od kroków

artystyczna ekspresja
pozwala wyrzucić ze środka

wewnętrzny niepokój
obawy wrosły w ziemię

jak osty jak chwasty co niszczą
dobrą reakcję w symbiozie

pójść oddalić się od siebie
by bardziej się do ciebie zbliżyć

jesteś rzeką polem obfitym
sytym być i umrzeć w dobrobycie

Tobie kochana

Tobie kochana
Jarosław Pasztuła

bądź piękną białą różą
życie napełnij zapachem

czas nieubłagany wiatrem

porwie bielone płatki
w głowie pozostaną wspomnienia

suche kolce na ciemnej łodydze
smak ust czekolady

ziarna odrodzą się jak ty dawniej
śpij kochanie czas na mnie

z ostatniej chwili

z ostatniej chwili
Jarosław Pasztuła

sytuacja chora
ustawia sobie życie dożylnie
heroina jak niewdzięczna dziewczyna
kochasz na chwil ułamek zapominasz

skutkiem rozpędzony skład
opuszcza twój dom
szukasz jej
ale nie stać cię na nią

straciłeś wszystko
rodzinne ognisko
zostały myśli skłębione

noce niedopieszczone i niedopity koniak

na biurko rewolwer puste komory na naboje
wypełniasz ołowiem
podpisujesz testament plamą krwi na ścianie

ostatnie rozdanie bez pożegnania

z korytem rzeki

z korytem rzeki
Jarosław Pasztuła

Jesteś suchym korytem rzeki
Wejdę napełnię pustkę w tobie

Spadnę deszczem czasem niepogody
Zazieleni się wokół ryby przemówią

Popłyniemy na drugi koniec miasta
By spocząć na miejscu zdarzeń

Z drzew odpadną słowa soczyste
Wyryte na szkolnych ławkach

jesień moja złota

jesień moja złota
Jarosław Pasztuła

idzie złota jesień rozrzuca liście wrzesień
październik mieni się kolorami kosze grzybów
w alejach parku rozrzucone wiersze słowo po słowie
las szumi cicho pełno tu żołędzi brązu kasztanów

zeszłoroczna jesień była inna jak każda nowa
pani babiego lata pani szumu szuwarów
szelestu liści na schodach w ogrodach owoców
kolorowe soczyste zdrowe pachnące latem

uciekam myślami do dni gdy zbierałem ziemniaki
na polach szaro zielono od ozimych zbóż poplonu
w dłoni z liściem dębu wspominam chwile pełne z dziadkami
uśmiechu jednak czas wszystko zabiera rodzi się nowe

jesień słowa niesie

jesień słowa niesie
Jarosław Pasztuła

czerwieni się mieni w żółte liście
deszcz kropi babie lato srebrzyście
oplata krzaczki małe pajączki tkacze
na stawach odgłosy kolorowe kacze

zapadam w sen melodii pejzażu w parku
siedzą ptaki na parapetach na skwarku
zajęci pracą ludzie pędzą niczym lokomotywy
każdy narzeka każdy spragniony odnowy

na lepsze złote czasy kalosze płaszcze
parasole z szafy szumi las w dłonie klaszcze
zapadam się w w myślach zagadkowych
na gałęziach czarno białych brzozowych

nie patrzy na mnie podejrzanie sroka
nie mam nic co mogłaby ukraść czarnooka
zamykam drzwi i okna zimno w okiennicach
wiatr szaleje piach unosi jak w baletnicach

po lecie zostały w wspomnieniach
w dal odeszło ciepło głębia w westchnieniach
żółte czerwone jabłka zapach siana
zielone łąki ptaki podróż podniebna bociana

a kiedy cię tracę

a kiedy cię tracę
Jarosław Pasztuła

nad­szedł czas by po­znać życie
w pia­skow­ni­cy rodzą się za­wod­ni­cy
za­wsze razem w każdą po­go­dę
wspól­ne zdję­cie wspól­ne dni

szko­ła
po niej świat otwo­rem

byłeś ko­man­do­sem misje wojny ćwi­cze­nia
za­wsze spa­dłeś z nieba za­wsze bli­żej dra­bi­ny do Boga

decyzje zapadają szybko
dys­ko­te­ka i piwko co po­trzeb­ne
zdol­nym pięk­nym
po­ko­cha­ły nas ślicz­ne panny

dni pły­nę­ły swo­bod­nie ty w czep­ku na gło­wie
wi­docz­nie nie mia­łeś go wtedy
gdy auto ude­rzy­ło w drze­wo

ucieczka przed siebie
poszedłeś tą drogą

odwiedzam cię w alejach
z nagrobka ścieram kurz

łączy jasne światło

wietrze wiej

wietrze wiej
Jarosław Pasztuła

szumi w lesie wiatr kładzie trawy
co raz bardziej pochylają się drzewa
żegnaj miła żegnaj przez chwilę mnie nie będzie
spadną żółte liście pozamiata je czas

wyrwane kartki z kalendarza rozrzucone
tęsknię na każdej piszę że kocham cię
zaraz przybędę ucałować usta
zapuścić korzenie wyrosną na nowo

nie bój się jestem będę przy tobie dobrym snem
kochana wieje wiatr nigdy nam siebie nie brakuje
za oknem tylko historia po nas zatrze ślady
niepogodą silne wiatry wieją tam gdzie oni